Dziel i rządź… Nie, Lubartowski Garaż nie zmienia tematyki i nie będę pisał o polityce, ani o historii. 🙂 Ta starożytna zasada jest jednocześnie tłumaczeniem nazwy zespołu, który właśnie ląduje na blogu. Nazywali się DIVIDE ET IMPERA i kręcili się wokół tych najmocniejszych odmian metalu. Skład aż 6 osobowy: dwie gitary, bas, perka, wokal i klawisze. Na początku XXI wieku zanosiło się, że namieszają przynajmniej w okolicznym światku. Niestety po kilku latach kapela się rozpadła. Co zrobić, samo życie…
O DIVIDE ET IMPERA opowiedział mi Łukasz Granat, czyli pałker kapeli. Przekazał mi także nagrania i zdjęcia. W rozmowie przyznał, że niewiele się zachowało, ale najlepsze kąski (czyli muzyka) na szczęście są. Dzięki oczywiście wielkie za materiały i pogadankę w parku. 🙂 Swoją drogą nasz park to znaczące miejsce w historii DEI i w historii młodych, zbuntowanych sprzed 20 kat. 🙂 –>kliknij, aby poczytać o DIVIDE ET IMPERA<–
Archiwum kategorii: Kapele
OZZY
To prawda, przerwa na blogu była spora. Po roku ciszy odpalam dzisiaj wpis o artyście wciąż aktywnym. Większość tekstów na tej stronie traktuje o zamierzchłych czasach. Dzisiaj jednak ktoś, kto wciąż wypuszcza nową muzykę, a w dodatku pierwszy przedstawiciel hip hopu na Lubartowskim Garażu. Może powinienem przyjrzeć się bardziej temu co się aktualnie dzieje na lokalnej muzycznej scenie, zamiast ciągle kopać w archiwach? Temat do przemyślenia, bo przecież to nie jest tak, że zupełnie nikt nie gra w dzisiejszych czasach. Zobaczymy…
Póki co zapraszam na artykuł, którego tematem jest Łukasz OZZY Ozon. Raper łączący w swoim rapowaniu wiele różnych elementów. Ciągle poszukujący nowych brzmień. Raper, który nie ogranicza się jedynie do tekstu: klei bity, kręci teledyski, wydaje swoje płyty na fizycznych nośnikach. Słowem: prawdziwy podziemny artysta totalny. 🙂 Będziecie zadowoleni i myślę, że zaskoczeni ilością nagrań, które znajdziecie we wpisie; rozmachem i profesjonalizmem teledysków; a w końcu szczerością tekstów. OZZY tworzy już od kilkunastu lat, a wciąż jest bardziej rozpoznawalny w internecie, niż w Lubartowie. Pora to zmienić, więc klikajcie i czytajcie. Przed Wami Łukasz OZZY Ozon.
Wielkie dzięki dla Łukasza za poświęcony czas, piwko i tonę materiałów. Fajnie się gadało i jeszcze fajniej wspominało. 🙂 Dla wszystkim tych, którzy wciąż kupują płyty CD wrzucam adres facebooka https://www.facebook.com/ozzycompl. Piszcie do Łukasza w tej sprawie. Coś na pewno jeszcze ma. –>kliknij, aby poczytać o OZZYm<–
Dwa archiwalia od PROFUNDIS
PROFUNDIS na blogu pojawiło się blisko 2 lata temu. Myślałem i miałem nadzieję, że kolejną aktualizacją wpisu o zespole będzie muzyka z nowej płyty, ale panowie nie spieszą się z jej finalizacją i dopieszczają nagrania bez końca. Podobno jednak już dobiegają do mety, więc trzymam kciuki… Ni stąd, ni zowąd na kanale youtube zwanym Flesh Ripping Sonic pojawiły się dwa stare i smakowite koncerty Pogana i spółki. Warto, więc uzupełnić tekst o PROFUNDIS o te dwa nabytki. Wrzucę je tutaj poniżej i oczywiście do samego wpisu, który przeczytacie pod tym linkiem. Na rzeczonym wyżej kanale youtube znajdziecie także fragmenty koncertu naszego Perceptions i najróżniejsze inne video z koncertów metalowych na Lubelszczyźnie.
Pierwsze video to Dęblin i legendarny klub Łoś Dołek. Matko… co się w tym miejscu wyprawiało… Zapytajcie znajomych metali po 40, na pewno kojarzą miejsce. PROFUNDIS zagrało tam kilkukrotnie, ale obrazek poniżej jest z maja 2003. Zwróćcie uwagę na skład: Pogan, wiadomo wokal i gitara, na perkusji Homer, na drugiej gitarze (jeszcze) Vobiscum (potem Bimbeer), a na basie młody Ferus (potem także MEM). 🙂 Nic nie słychać, obraz jakby w sepii, ale jest moc klimatu.
Drugi koncert dzieli od poprzedniego 10 lat. Tym razem lubelskie, nieistniejące już Graffiti i rok 2013. Skład już inny: Pogan, Ferus, na drugiej gitarze Sivy, a na perkusji niejaki Dimu. W tym składzie PROFUNDIS działało jakiś czas i stworzyło nowszy materiał, który usłyszeć można na video poniżej. Mimo, że dźwięk nagrany jest z kamery, to nie jest z nim najgorzej. Ponadto koncert nagrany od początku do końca, więc idealnie.
Dzięki dzisiejszym wykopaliskom wpis o PROFUNDIS zrobił się jeszcze bogatszy. Na Lubartowskim Garażu metalu nie brakuje, ale jest to jedna z lepszych kapel takiego grania w okolicy, więc jeśli jeszcze ich nie znacie, po raz kolejny zapraszam do tekstu. Są zdjęcia, cała płyta z 2006 roku do odsłuchu, no i video z aż (!) 5 koncertów. –>kliknij, aby poczytać o zespole<–
MEM
Z poprzedniego wpisu o zespole Dill Moon przechodzimy dzisiaj płynnie do historii kapeli MEM. Opowiada ponownie Mateusz Rusek, czyli pałker obu składów.
MEM działał nie tak dawno. Raptem kilkanaście lat temu. Istnieli więc w internecie, sami nagrywali swoją muzykę, bo już była do tego technologia i do tej pory znaleźć ich można na popularnym serwisie społecznościowym. Dorobili się nawet teledysku. Z materiałami na szczęście nie miałem problemu. Video znalazłem na youtubie, a fotki na wspomnianym wyżej serwisie. 😉 Najważniejsza jest jednak treść. Dlatego jeszcze raz dzięki dla Mateusza, że znalazł czas na pogadankę. A w treści znalazły się nawet przygody rodem z horrorów, albo z filmów Tarantino. 🙂 Dzięki także dla Radka Czarneckiego, szefa lubartow24.pl za zdjęcia z RAFów. Chyba nie muszę przedstawiać tego serwisu informacyjnego.
Zapraszam na tekst o MEM. Mam nadzieję, że ciągle ich pamiętacie, bo członkowie kapeli po jej rozwiązaniu nie odwiesili instrumentów na kołki. Chyba wszyscy dalej muzykują. Z różną wprawdzie intensywnością, ale jednak. Zapewne usłyszycie o nich jeszcze, jeśli interesujecie się rockowym, gitarowym graniem. –>kliknij, aby poczytać o zespole<–
DILL MOON
Rock progresywny to granie skomplikowane. Nic nowego tym stwierdzeniem nie odkrywam. 🙂 Rozbudowane partie, solówki, zmiany tempa. W Lubartowie temat nie był podejmowany jakoś masowo. Królował u nas zawsze punk rock i metal. 🙂 Dlatego mocno się zdziwiłem, kiedy kilkanaście lat temu, zupełnie przypadkowo usłyszałem zespół DILL MOON. Potem zobaczyłem ich na Rock Alert Festiwalu, gdzie zagrali koncert w… 9 osobowym składzie! Pojawili się nagle, chociaż ludzie w tym zespole nie byli przypadkowi. Zostali zapamiętani zdecydowanie dzięki swojemu stylowi. Ja osobiście muszę wśród „zasług” kapeli dodatkowo wspomnieć o tym, że wprowadzili na mapę Lubartowa kolejny garaż, w którym grali próby. 🙂 Potem założyli swoją, dosyć profesjonalną salkę, która funkcjonuje nadal mimo tego, że DILL MOON już nie istnieje. Sami widzicie, że zespół był mocno oryginalny i mocno niezależny od instytucji w mieście. Od początku organizowali się sami i nie czekali na miejsce dla siebie. Niestety istnieli zaledwie kilka lat pod koniec przekształcając się w inny lubartowski twór.
O DILL MOONIE opowiedział mi perkusista kapeli Mateusz Rusek. Zdjęcia przekazał mi jakiś czas temu Kamil Lisek, a video mam od jego twórcy, czyli Łukasza Wągrodnego. Bardzo wszystkim zaangażowanym dziękuję za materiały i za poświęcony czas. Jest to wpis, który powstawał bardzo długo. Pierwsze materiały dostałem ponad rok temu. Fajnie, że w końcu DILL MOON wylądował na blogu. –>kliknij, aby poczytać o zespole<–
Aktualizacja wpisu o RUSEL VIPER
Zacznę od wpisu o Tomfingerze. W nim znajdziecie video z koncertu. Film ten pochodzi z kasety VHS, którą pożyczył mi Gerard Wasilewski. Na tej kasecie (i na imprezie przy okazji też) zagrał ponadto zespół, który już ma wpis na blogu. Mowa o RUSEL VIPER. Przypomnę pokrótce: Maciek Klasiński, Kuba Olszewski, Tomek Pielecki no i Remi Dubaj. Metalowy skład z końca lat 90-tych. Powiązany z Domination i Masturbation. Koncert RV to impreza Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę z grudnia 1998 roku. Odbył się w sali widowiskowej przy ul. Cichej. Zagrały wtedy 3 zespoły. Występ trzeciego także mam, ale zostawię go na później. 😉
Wracając do dzisiejszej wisienki. Chłopaki z RUSEL VIPER twierdzą, że nie wiedzieli wcześniej o tym nagraniu i że jest to dużo lepsza prezentacja ich muzyki niż nagrania z końca działalności kapeli. Widać także na filmie ramę – samoróbkę, którą z rozrzewnieniem wspominał Kuba, pałker RV. Z tyłu za Tomkiem Pieleckim na drugiej gitarze zobaczyć możecie Dominika Samborskiego. Jednak był to chyba występ jedynie gościnny.
20 minut metalu z lat 90-tych. To chyba będzie dobra rekomendacja tego video. 🙂 Dzięki dla Gerarda Wasilewskiego z Tomfingera za kasetę i dla Michała Jędrzejewskiego za zrzucenie jej na cyfrę.
TOMFINGER
Co tu dużo gadać, były wakacje na blogu. Odpocząłem od Lubartowskiego Garażu i mam nadzieję, że wy także. Przecież już nasze babcie mawiały, że co za dużo to i świnia nie zje. 🙂 Baterie naładowane, głód dalszego kopania w archiwach znowu stał się mocniejszy. Niniejszym kończymy relaks, bo na światło dzienne wyłazi wpis o kolejnym, dobrym zespole. Kapela z przełomu wieków. Skład aż 7 osobowy, a w nim muzycy z górnej półki. Dwoje wokalistów. Są nagrania, są zdjęcia no i jest video z VHSa. Zaciekawieni? Mam nadzieję. 🙂 Jakoś tak się składa, że moja pisanina na tej stronie skupia się z grubsza, (póki co oczywiście) na gitarowej muzyce. Pewnie tak mi po prostu wygodniej. TOMFINGER, o którym dzisiaj, nie jest tutaj wyjątkiem. Rockowe granie z mocnymi gitarami, ale w klawiszowym sosie. Męski i żeński wokal, chwytliwe solówki. Chciałoby się powiedzieć: idealny przepis na zespół. Wyszło im na prawdę spoko. Zapraszam na wspomnienia o zespole TOMFINGER I bardzo dziękuję ludziom, którzy się w nie zaangażowali. Michał Kossak opowiedział mi całą historię, dał nagrania i zdjęcia. Od Gerarda Wasilewskiego dostałem zdjęcia i kasetę VHS z koncertem. VHSa scyfryzował natomiast Michał Jędrzejewski, który zaangażował się w Lubartowski Garaż i regularnie pomaga mi z tymi prehistorycznymi nośnikami video, a naznosiłem mu już tego całkiem sporo. 🙂 Panowie, ukłony! –>kliknij, aby poczytać o zespole<–
Dawno zaginiony koncert odnaleziony na strychu.
Wrzucam dzisiaj na bloga niewielką aktualizację wpisu o BIMBEER. Zachęcam do przeczytania tekstu o tej kapeli, oczywiście jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.
Pod koniec lat 90-tych zespół zagrał koncert w Młodzieżowym Domu Kultury (wtedy jeszcze bez członu „Powiatowy” w nazwie) mieszczącym się przy 3-go maja. Nagłośnieniem spontanicznie zajął się Marek Majewski. Dzisiaj realizator dźwięku i posiadacz własnego studia Było to ważne dla chłopaków z dwóch względów: po pierwsze atmosfera sztuki była genialna. Można było poczuć, że ludzie zaczynają band kojarzyć i bawić się przy jego muzyce. Po drugie udało się nagrać ten koncert przy pomocy kasety magnetofonowej (a jakże) i wieży stereofonicznej. 🙂 Jak to w życiu bywa i już wspominałem o tym nie raz: w pomrokach dziejów i na skutek przeprowadzek oryginalna taśma zaginęła…, ale jakieś dwa tygodnie temu Marcin G. założyciel BIMBEER dał mi znaka, że odnalazł na strychu jakąś taśmę i że może mi się ona przydać na bloga. Lubię takie niespodzianki. 🙂 Okazało się, że jest to właśnie ten zaginiony koncert i demo innego, lubartowskiego ansamblu… ale o tym innym razem. Wracając do koncertu BIMBEER: wrzucam dzisiaj dwa kawałki. Tylko dwa dlatego, że kaseta to kopia, kopii, kopii więc jakość jest słaba. Jednak ze względów kronikarskich warto przynajmniej upamiętnić poniższe dwa numery.
Pierwszym jest cover… Fasolek. 🙂 Popularnego zespołu dziecięcego, występującego w telewizji w programie Tik Tak, nagrywającego płyty, teledyski itd. Dzisiaj nigdzie nie obejrzycie tego programu. Wyczytałem w internecie, że archiwalne odcinki przepadły, więc nie ma prawie nic na youtube. Znajdziecie tam jednak kilka teledysków Fasolek. Między innymi do piosenki „Ogórek”, którą grał po swojemu swego czasu BIMBEER. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie został on przez zespół nagrany, więc to jedyna okazja:
Drugi cover pochodzący z tego wieczoru to „Seek & Destroy”, wiadomo, Metallica. Kawałek, na którym chłopaki uczyli się grać na instrumentach, a mimo to nie ma zbyt wielu zachowanych nagrań tego coveru. No i tu pod koniec słychać co się działo na sali. Panował chyba open mic, bo kto żyw darł się do mikrofonu… najróżniejsze rzeczy. Pełna aktywizacja publiczności. 🙂 Tak bawiła się młodzież pod koniec XX wieku. 🙂
SCHEDA PO DZIADKU
Poprzednim wpisem powiedziałem A, dzisiejszym wypada powiedzieć B. Którejś niedawnej soboty udało mi się spotkać z członkami SCHEDY PO DZIADKU. Zebrał ich w jednej z lubartowskich knajp Konrad Iwan, czyli basista tej kapeli. Przybyli prawie wszyscy. Rozmowa trwała kilka godzin. Zasypali mnie materiałami. Poskładałem tekst, nawrzucałem piosenek na youtube, a zdjęć do galerii i wyszedł chyba najbogatszy póki co wpis na Lubartowskim Garażu. Muzyki jest prawie 2 godziny, do tego 2 koncerty z VHSów, kilkadziesiąt zdjęć, skany prasy, a przede wszystkim anegdoty, żarty i przygody.
SCHEDA PO DZIADKU to jeden z tych zespołów z Lubartowa, które doszły ciut dalej niż tylko granie lokalne. Wyrabiali sobie kontakty w światku, koncertowali na festiwalach, zaczynały się nimi interesować media. W pełni profesjonalnym zespołem SCHEDA się jednak nie stała, ale głównie z tego powodu, że tego nie chcieli. Część muzyków jednak została w branży i są zawodowcami do dzisiaj. Jedno jest jednak pewne: dla wszystkich czasy wspólnego grania były niezapomnianą przygodą i świetną zabawą. Mam nadzieję, że i wy będziecie się dobrze bawić we wpisie o SPD. Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim za czas i materiały, bo bez bohaterów dzisiejszego tekstu blog ten miałby w sobie sporą dziurę. –>kliknij, aby poczytać o zespole<–
PURPLE HAZE
Bez tego zespołu chyba nie byłoby kilku, a może nawet kilkunastu innych, późniejszych, sformowanych z członków PURPLE HAZE. W składzie m in.: Zbigniew Skrzypek, Konrad Iwan, Piotr Pytka, którzy potem grali przecież w najróżniejszych bandach, a zdarzało się też, że wracali do siebie. Zaczynali, jak się zaraz sami przekonacie, od mocno bluesowego grania. Historia PURPLE HAZE wydarzyła się na samym początku lat 90-tych. Kapela jak to się mówi mocno cisnęła. Zagrali m. in. na II edycji festiwalu w Węgorzewie. Dzisiaj to już nieco zapomniana impreza, ale wtedy fest ten skupiał całą polską rockową śmietankę. No i plan mieli ambitny… ale o tym przeczytajcie sami. Materiały do wpisu w większośći przekazał mi Konrad Koniar Iwan, czyli basista PURPLE HAZE. Za każdym razem dziękuję zaangażowanym w bloga ludziom, bo bez tego „nie byłoby niczego”. Dzięki Koniar! –>kliknij, aby poczytać o zespole<–