„Pomysł założenia zespołu pojawił się w październiku 1995 roku w umyśle moim, czyli Pogana (gitara, wokal) i Vobiscuma (gitara), zaraz po nabyciu swoich pierwszych instrumentów. W tym czasie i tym składzie podjęliśmy pierwsze próby grania metalu w piwnicy naszego bloku, ku zgrozie sąsiadów i naszych matek. Pojawiły się pierwsze larwy muzycznych układanek robione na poczekaniu podczas prób. Od czasu do czasu udawało się też pograć z miejscowym perkusistą, jednak bez większych rezultatów. Na takich eksperymentach upłynęły nam ponad dwa lata; pogrywając spontanicznie i mało efektywnie (i efektownie) – wciąż w duecie – przyjęliśmy jednak nazwę, która za kilka lat stać się miała imieniem bestii – PROFUNDIS. W międzyczasie (kwiecień ’96) współzałożyłem drugi zespół – In A Dream, grający mieszankę doom i black metalu – oraz zasiliłem szeregi lubelskiego black-metalowego Abusiveness (grudzień ’96).
Po rozpadzie In A Dream w połowie ’97 roku, zdobywszy już trochę umiejętności instrumentalnych, zaczęliśmy z Vobiscumem komponować „normalne” utwory, solidniej zaaranżowane i posiadające polskojęzyczne teksty. Jako pierwszy poszedł na warsztat utwór skomponowany przeze mnie dla I.A.D tuż przed jego upadkiem i niedołączony już do repertuaru. Przeszczep tego monumentu na łono Profundis przyjął się znakomicie, więc po napisaniu tekstu „Ciernisty diadem” stał się pierwszym oficjalnym dziełem młodej bestii. Druga transplantacja z In A Dream już się nie powiodła i Wampir, któremu zaproponowaliśmy godność basisty, szybko się zniechęcił. Nadal przecieraliśmy nasz mroczny szlak we dwóch pozostawiając po sobie kilka nieczystych śladów muzycznej materii. Jasne stało się już, którą z ciemnych ścieżek będziemy podążać. Black metal. Nie ten surowy starej szkoły, lecz nowy, nieco melodyjny, ale szybki, brutalny i urozmaicony, z elementami death. Powstały kolejne 3 utwory. Niewiele, ale problemy codzienności takie jak brak miejsca do uczciwego grania (składaliśmy riffy w pokoju któregoś z nas tachając za każdym razem sprzęt przez 2 piętra), brak czasu, a czasami po prostu inicjatywy (bo marzenia i chęci były) spowodowały, że rzadko spotykaliśmy się, by wydać nowy pomiot albo doskonalić sztukę już uczynioną. Trochę sami sobie jesteśmy winni, bo nawet jak sala była nie szukaliśmy ludzi, tylko czekaliśmy, aż się sami znajdą. O naiwności! Do tego ja grałem w innych zespołach, Vobiscum coś robił i jakoś tak nie szło. Musieliśmy chyba dojrzeć do powołania tego zespołu naprawdę i zaczekać na właściwy moment, by dokonać inwazji.
I stało się. Nastał rok 2000, rok, w którym Profundis wszedł w nowe, pełniejsze stadium, kiedy otrząsnął się z odrętwienia, kiedy wyłonił się z gnuśnej lęgowej czeluści, kiedy – ożył. We wrześniu tego roku opuściłem łono Abusiveness, co zapaliło wreszcie żądzę aktywnego poszukiwania towarzyszy do dzieła zagłady. Nie istniało już nic poza Profundis. Nic nie odwracało naszej uwagi od tego, by powołać lewiatana do istnienia w mrocznym świecie. W listopadzie dołączył do nas perkusista Homer, niezwiązany wówczas z żadnym zespołem, a dzięki życzliwości dyrekcji GOK w Kamionce uzyskaliśmy także miejsce do uprawiania naszej sztuki. Mając salę i garowego przystąpiliśmy do opracowania skomponowanych uprzednio pieśni.
Tak zastał nas marzec 2001, kiedy to szeregi legionu uzupełnił Perversor (ex-Rusell Viper), obsadzając stanowisko basisty. Pojawiły się też kolejne hymny. Pierwszy atak bestii nastąpił w lipcu’01 na imprezie rockowej zorganizowanej przez GOK w Kamionce. Ze względu na profil publiczności – głównie społeczność niewielkiej osady, kilku bywalców GS-owskiej gospody i nielicznych fanów cięższych dźwięków – występ ten nie przyniósł zespołowi splendoru, lecz dostarczył mi nieco wrażeń z bójki z miejscowym elementem. Kolejna próba ujarzmienia wyznawców metalu nastąpiła we wrześniu na koncercie w Kozłówce – zgromadzeniu zespołów sceny lubartowskiej (obok Profundis m.in. Bimbeer, El Chupacabra, Divide Et Impera), po czym w listopadzie wystąpiliśmy po raz pierwszy w czysto metalowej rewii w Niedrzwicy Dużej wspólnie z Abusiveness, Blasphemy Rites i Requiem. Nasz występ spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem ze strony zgromadzonych, co sprawiło, że nazwa zespołu miała na stałe zagościć w pamięci bywalców podziemia. To był dobry rok dla grupy, także ze względu na suto zakrapiane wspólne zgromadzenia muzyków zjednoczonych w obłędzie. Cóż, „sukcesy” trzeba czasami okupić zgryzotami. Dobra jak dotąd współpraca zaczęła się w 2002 roku nieco psuć na linii zespół – Perversor. Częste absencje naszego kamrata utrudniały pracę twórczą i utrwalenie więzów w kapeli. Ciągle jednak powiększając biegłość w uprawianiu mrocznej maestrii i wydając nowe jej twory uderzyliśmy znowu w Kozłówce i we Włodawie (wrzesień ’02). Po raz kolejny udowodniliśmy, że stać nas na wiele, że porażamy coraz silniej, a z upływem czasu bestia przybiera na mocy. Następna szarża, którą przypuściliśmy w Lubartowie (listopad, m.in. Divide Et Impera, Requiem, Blasphemy Rites) zakończyła się niepomyślnie. Zagraliśmy tylko jedną gitarą, bo z ręką w gipsie mogłem jedynie śpiewać, a Mścisław, który zastąpił Vobiscuma (ignoranci w pracy nie dali mu wolnego) miał dwa dni na opanowanie materiału. Do tego beznadziejna publika przez cały czas siedziała pod ścianami i sam pod sceną robiłem chłopakom „machanie łbem”. Tak bywa. Koncert w Lubartowie był ostatnim występem z Perversorem, który pomimo ultimatum, po raz kolejny przestał pojawiać się na próbach. Choć był świetnym muzykiem, wspaniałym przyjacielem i prowodyrem przedniej hulaki zmuszeni byliśmy do szukania jego zastępcy, by zespół mógł grać w komplecie. W grudniu nowym basistą Profundis został Ferus.
W styczniu 2003 roku zmieniliśmy salę prób i przenieśliśmy się do Lubartowa – do mrocznego, kultowego lochu naszego basisty. Intensywnie też urabialiśmy nowego destruktora do konsystencji przewidzianej dla muzyka Profundis, by mógł należycie wypełniać swą misję. W lutym rozpoczęliśmy nagrywanie pierwszego demo, dokonując zaimprowizowanej sesji na ogólnie dostępnym sprzęcie (komputer, mikser, mikrofony). Prace realizacyjne trwały do października i zakończyły się sformatowaniem dysku komputera. Pozostała jedynie ścieżka perkusji zapisana na CD. W marcu zagraliśmy w Chełmie u boku Abusiveness, nowy basista udowodnił, że miejsce w zespole mu się należy; ludzie zaś pokazali, że dobrze nas przyjmują. Maj przyniósł kolejną odsłonę naszej twórczości – w Dęblinie zagraliśmy wspólnie z Blasphemy Rites, Deivos, Deformed i Parricide pokazując, że jesteśmy w coraz lepszej formie.. Ale jak to w życiu bywa, postęp idzie w parze z przeszkodami: w lecie Vobiscum (git.) i Homer (perk.) zaczęli mieć problemy z zapewnieniem frekwencji na próbach. Jednak na dźwięk rogu stają w szeregu i we wrześniu Profundis przypuścił drugi szturm na odbudowany Dęblin przy współudziale Necrosadist (beniaminek), Blasphemy Rites, Requiem, Deivos i Cicatrix. Miasto pilotów znowu legło w gruzach. Problemy kadrowe jednak nie opuściły zespołu, co zmusiło mnie do przyjacielskich, aczkolwiek nieprzyjemnych rozmów z udziałowcami. W rezultacie zespół opuścił Homer, zaraz po nim Vobiscum – współzałożyciel grupy także postanowił opuścić legion. (Pierwszy zasilił czarny zespół Wargoat, zrodzony z trupa Divide Et Impera, drugiego zaś zwerbowali corowcy z Bimbeer). To, co zostało w Profundis nie próbowało nawet wciskać mieczy w zardzewiałe pochwy, lecz kontynuowało swe dzieło wykorzystując nagraną na CD ścieżkę perkusji. Szybko udało się znaleźć nowych muzyków. W listopadzie do składu przebojowo wdarł się Dimu zajmując stołek za kotłami. Poszukiwania niezależnego gitarzysty nie przyniosły powodzenia; pozostała tylko jedna możliwość.
W styczniu 2004 Mścisław (Abusiveness, Deivos, Eclipse, Pripegal, itd.) bez namysłu, pozytywnie odpowiedział na propozycję współpracy i zasilił zespół o drugą gitarę. Profundis znów miał co robić. Ze względu na poważne zmiany personalne i indywidualny styl nowych muzyków, pierwszą część roku zajęło nam przearanżowanie utworów i „ogrywanie” materiału. W lipcu horda w nowym składzie przeszła chrzest bojowy podczas spędu w lubelskim Hadesie. Zagraliśmy znów u boku Deivos oraz Panzer’Faust w ramach trasy Panzerkrieg 2004. Maniacy czerni przyjęli nas jak zwykle dobrze, a opinie po koncercie pozwalają sądzić, że Profundis jest silny jak nigdy dotąd. Następnie był koncert w Dęblinie razem z Bimbeer i El Chupacabra. Aktualnie szykujemy na Waszą pastwę nowe szlagiery i pracujemy w studio nad nagraniem demo…„
Powyższy tekst to tzw. oficjalna biografia, pochodząca z nieczynnej już strony internetowej zespołu PROFUNDIS. Wkleiłem go tutaj, bo jest napisany fajnym stylem i z dużym luzem. Autorem tej (o)powieści jest założyciel, autor tekstów i muzyki oraz (chyba można tak powiedzieć) szef zespołu, czyli Jarosław Pogan Pudelski. Opowiadanie kończy się w okolicach roku 2005, ale nie wyczerpuje historii zespołu. Potem kapela nagrała płytę i nawet ją oficjalnie wydała, zagrała trochę koncertów, borykała się ze składem i różnymi innymi przeciwnościami. Istnieją do dzisiaj, chociaż aktualnie w mocno okrojonym składzie. O przeszłości, teraźniejszości i przyszłości (miejmy nadzieję) dzisiaj poopowiada Pogan, za to i za wszystkie zdjęcia i filmy oczywiście wielkie dzięki!
Pogan to człowiek konkretny, całe życie wierny i skoncentrowany na metalu. Wspiera środowisko, udziela się w zespołach, organizował w Lubartowie także spore koncerty. Kto go zna ten wie, że liczy się dla niego tylko ten gatunek muzyki. Jak to się stało jednak, że zaczął grać? Bo przecież można słuchać, ale można też szarpać struny. „Mój ojciec grał na gitarze. Chyba w jakimś zespole bigbitowym za młodu, potem na weselach. W domu czasem lądowała kupa sprzętu, różnego. Pamiętam, że zawsze byłem pod wrażeniem. Często grał nam kawałki modnych wtedy zespołów: Czerwonych Gitar, Trubadurów itd. Jak miałem, nie wiem, jakieś 7-8 lat poprosiłem, żeby mnie nauczył grać. Próbowałem ćwiczyć ze 2 miesiące, ale jakoś mi przeszło. Wolałem piłkę. Kurwa, ależ żałuję, że nie złapałem wtedy bakcyla. Masz pojęcie jaki byłbym teraz zajebisty? Potem, w szkole średniej z zazdrością patrzyłem i słuchałem jak grają moi koledzy z klasy – chęć grania wróciła. Zainteresowałem się rockiem, zacząłem grać na akustyku, a potem, gdy wsiąkłem w metal kupiłem elektryka. Chciałem grać metal, założyć zespół.”
OK, mamy już ogląd na to jak Jarek – młody metalowiec zaczął przygodę z instrumentem, ale jak to było z tym PROFUNDIS? Tak konkretnie… już bez tych scen batalistycznych i nawiązań do horrorów z początku tekstu. 🙂 Pogan: „Zespół powstał w 1995 roku. Wtedy z Vobiscumem (Kamilem Janiszewskim) często słuchaliśmy razem muzyki. Lęgło nam się w głowach, żeby może razem pograć. Kupiliśmy jakieś gitary, jakieś fuzzy, za wzmacniacze służyły nam stare radia z wejściem din, do których można też było podłączyć dodatkowe głośniki. Czasem graliśmy u któregoś w mieszkaniu, a czasem na „ostrą próbę” schodziliśmy do suszarni w piwnicy bloku. Kiedyś wpadł sąsiad, wkurwiony, że telewizji oglądać nie może, bo my tu jakieś rzępolenie odpieprzamy. Vobisc odszczeknął „że co, mamy disco polo grać?”, więc sąsiad kazał mu zagrać jakąś ładną melodię, jak taki cwany. Nie umiał. Ja też nie. (Trzeba było 20 lat żebym wymyślił ze dwie, które będzie można usłyszeć na 3 płycie, za jakieś 6 lat, hehe). Raz na jedną z takich prób przyjechał koleś o ksywie Berdon. Wziął gitarę, zagrał co umiał, a nam opadły szczeny. Też chciałem umieć grać. Kupiliśmy lepszy sprzęt, robiliśmy jakieś kawałki, nazwaliśmy zespół wykorzystując słowo z tytułu płyty Vadera – po prostu spodobało nam się brzmienie wyrazu Profundis. Rzeźbiliśmy tak do 2000 roku, kiedy to wyleciałem z Abusiveness (wcześniej rozpadł się mój inny zespół In A Dream). Nie było więc innej opcji jak wziąć się konkretnie za ten Profundis. Znaleźliśmy bębniarza, znanego powszechnie w Lubartowie jako Homer (Sławek Chomicz), gościny udzielił nam GOK w Kamionce, gdzie mogliśmy grać „prawdziwe” próby, potem dołączył do nas NecroRemi z Dubaju w roli Perversora (Remi Dubaj) pod postacią basisty, czy może odwrotnie.”
Mamy, więc pełen skład i miejsce do grania. Jednak jak sami się przekonacie historia PROFUNDIS to nie rurki z kremem. Zespołowi ciągle coś przeszkadzało w funkcjonowaniu. Pogan zapytany o ważne etapy zdecydowanie odpowiada: „Jak wspomniałem owo „podniesienie” w 2000 roku. Potem liczne zmiany składu. Po odejściu Perversora w 2002 r do zespołu dołączył Ferus (smarkacz dla nas, 18-letni wtedy). Istotny również okazał się rok 2003. Przenieśliśmy się z próbami do lochu pod jego domem w Lubartowie. To był prawdziwy loch. Kiedyś przechowywano tam, jeśli dobrze pamiętam, mięso. Sól wychodziła ze ścian grubych na metr, ze sklepienia kapała woda, czasem na posadzce były kałuże, a mikrofon kopał mnie w ryj od wilgoci.” Tutaj chwila przerwy, bo to ciekawy wątek. Mowa jest o lochu pod domem basisty, czyli Wojtka Ferusa Zalewskiego. Jest to jeden z domów w ciągu starej zabudowy przy ulicy Bema w Lubartowie. Jeśli wiecie gdzie jest „ukryty bar” to znacie okolice. 🙂 Wychodzi na to, że PROFUNDIS jako jedyni grali próby w tym miejscu Lubartowa. Smaczku dodaje też fakt, że prawie naprzeciwko jest kościół św. Anny. 🙂 Wróćmy do Pogana: „Zagraliśmy parę fajnych koncertów. Próbowaliśmy nagrać demo, lecz nie udało się dokończyć prac. Homer i Vobiscum opuścili zespół. Na szczęście szybko udało się znaleźć perkusistę w osobie Dimu, a na początku 2004 drugą gitarą wsparł nas Mścisław. Bodajże w 2004 roku przenieśliśmy się z zespołem do Lublina, do domu perkusisty. W 2005 roku rozpoczęliśmy nagranie pierwszego albumu, który został wydany w 2006 roku.” Przerwijmy na chwilę, żeby skupić się na wątku płyty. Nagrana została w studiu Dominika Samborskiego z El Chupacabry i nosi tytuł „Nokturn”. Okładkę projektowała Marchewka, czyli Aneta Jurek. W oprawie graficznej chłopaki wykorzystali swój loch i tam zrobili zdjęcia. Materiał wydała firma Diachell Musik. Życie jednak ciągle nie rozpieszczało: „Kolejna istotna zmiana to rok 2010 kiedy szeregi zespołu opuścił Mścisław. Kilka miesięcy później jego miejsce zajął Likvidator, czyli znany z lubelskiego Conventu – Grzegorz Sikorski. W 2013 rozpoczęliśmy przygotowania do nagrań nowego albumu i dla równowagi dostaliśmy kolejnego kopa związanego z dezercją Dimu. Nagrana przez niego (już gościnnie) partia bębnów, była na tyle słaba, że postanowiliśmy zmontować rytmy z użyciem automatu. Zmieniliśmy także siedzibę i wróciliśmy do Lubartowa, gdzie działamy po dziś dzień, z mozołem i trudem nagrywając materiał na drugą płytę.” No i tę drugą płytę PROFUNDIS… ciągle nagrywa 🙂 bo okazało się, że znowu skład się posypał i aktualnie grają tylko we dwóch: Pogan i Ferus. Nie odwieszają jednak gitar na kołki. Próby robią z automatem perkusyjnym i zapowiadają niedługo nowy profil facebookowy zespołu, na którym znajdziecie więcej newsów. Miejmy nadzieję, że także o nowych nagraniach.
Nie wiem jak wy, ale ja się pogubiłem w tych składach PROFUNDIS na przestrzeni dziejów. Jednak historia historią. Przejdźmy do szalonych wspomnień i pikantnych szczegółów życia w trasie. 🙂 Zdarzały się przez te wszystkie lata? Pogan: „Na całe szczęście mam trochę dobrych wspomnień, poza tymi związanymi z trudem tej działalności, o których mówiłem. Inaczej zaś bym zwariował. To głównie wspomnienia z koncertów wyjazdowych. Muszę trochę przekopać zakamarki pamięci, bo rzadko wracam do tych chwil. Jednym z ciekawszych wydarzeń był wyjazd do Węgrowa, z Bimbeerem zresztą: pijana, wesoła podróż, która sprawiła, że mało pamiętam z samego koncertu, tylko,tyle, że graliśmy, a drogi powrotnej – nic … ale zakodowałem, że było zajebiście. Świetny wypad do Drżkova w Czechach, udany występ z dobrym przyjęciem, imprezę po, na której częstowano nas wszelkimi trunkami. Fajnie się gadało z Czechami do rana, weseli ludzie… i spanie na glebie. Mścisław tak się najebał, że w drodze powrotnej musiałem stawać co 20 minut żeby się wyrzygał. Dobre były też wypady do Dęblina. Raz nawet pełnowymiarowym autobusem z ekipą z Lubartowa. Było wrażenie jak zajechaliśmy, hehe. Łoś Klub Dołek. Radek Tokarski to robił. Na jednym koncercie Mauzerowi (taki wesoły koleżka) w czasie siłowania się na rękę … złamała się ręka. Mam to nawet na filmie na wideo. Kurwa, brakuje mi takich chwil. Tak, koncerty to te fajne chwile. Graliśmy taki koncert we Włodawie, którego prawie wcale nie pamiętam, tylko jakieś migawki, ale nie wiem czemu mi się zawieruszył. Dobre były spędy w Kozłówce, które organizował Szatan. Był rock and roll.”
PROFUNDIS – kapela, przez którą przewinęło się sporo ludzi z Lubartowa i nie tylko. Blog jest o graniu lubartowskim, więc skupię się na ludziach stąd. Część z nich ciągle muzykuje, część grała także w innych zespołach. Kamil Janiszewski ciągle rzeźbi na gitarze w zespole Bimbeer. Sławek Homer Chomicz grał na gitarze w Perceptions, na basie w Heruce, ale najlepiej zaprzyjaźnił się z perkusją. Grał na niej m. in. w Corozji. Wojtek Ferus Zalewski współtworzył zespół MEM. Pogan śpiewa obecnie także w Bimbrze. To może zapytajmy go co mu to daje: „Radość życia. Lubię grać, lubię próby, lubię komponować (mimo że kompozycji nie mam wiele). Muzyka to istotna część mojego życia, część mnie samego. Mam satysfakcję, że robię coś, co wykracza poza przeciętność codziennego życia (nie mylić z wywyższaniem), daje odskocznię, oddziela od schematu.” Po co mu ten cały zespół? „Nie mam pojęcia. Nic znaczącego z tego nie mam: ani sławy, ani pieniędzy, ani fanek, ani nawet szacunku u bliźnich; tylko ten imperatyw wewnętrzny zwany pasją, który każe mi to ciągnąć, mimo wszelkich przeciwności. To jest gdzieś w środku, płynie z krwią. Kto tego nie ma, ten nie zrozumie, a kto ma, temu nie trzeba tłumaczyć. A poza tym ciągle mnie to… po postu kurwa kręci.”
Galeria PROFUNDIS jest spora. Zerknijcie
Płyty „Nokturn” możecie posłuchać tutaj:
PROFUNDIS w legendarnym już Łosiu Dołku w Dęblinie. Skład: Pogan – wokal, gitara; Homer – perkusja; Vobiscum – gitara i Ferus – bas. Jedynie 10 minutowy fragment, ale za to pełen klimatu. Sztuka z 2003 roku.
Koncert w lubelskim Graffiti 25.06.2007r.
Koncert w Puławach 14.04.2007r.
Przez jakiś czas PROFUNDIS funkcjonowali jako trio. Zagrali wtedy m. in. w Lublinie:
Na koniec ponownie lubelskie Graffiti i koncert Goat Horns 4 z 2013 roku. PROFUNDIS w najlepszej formie. W składzie oprócz Pogana i Ferusa zobaczycie Dimu za perkusją i Sivego na drugiej gitarze. Pełen koncert, ponad 40 minut rzeźni.