Jakieś dwa lata temu, podczas rozmowy, być może na jednym z komunikatorów, wymyśliliśmy z Czatą bloga, który zbierze i przypomni historię lubartowskiej sceny muzycznej. Jak to często bywa – wtedy jakoś nie udało się przejść od pomysłu do realizacji. W Wieprzu upłynęło trochę wody… Pewnego jesiennego dnia kolega Czata otrzymał z bliżej nieokreślonego miejsca polecenie realizacji misji. Wrócił do projektu. Chłopisko ma zacięcie, więc Lubartowski Garaż ma już naprawdę solidne zasoby. Poza tym, że Czata zacięty jest, jest również niezmiernie skromny. Przez jego wrodzoną skromność – mogłoby się okazać, że na Lubartowskim Garażu nigdy nie pojawiłby się zespół, w który sam od wielu lat jest zaangażowany. Co prawda sam również swego czasu w ów zespół byłem zaangażowany, ale po pierwsze primo staram się pracować na swoją skromnością, a po drugie primo jakoś tak mi sposobniej bo od kilku lat już zaangażowany weń nie jestem. Pisał będę ja: Łukasz Bobi Borzęcki.
Chyba nie przesadzę pisząc, że w Lubartowie nie było dłużej grającego zespołu (poprawka: Profundis Pogana został założony dwa lata wcześniej i wciąż działa). Myślę również, że żaden z zespołów z tego miasta nie zagrał tylu koncertów. Mowa oczywiście o kapeli kryjącej się za wdzięczną nazwą BIMBEER. Tak o początkach zespołu mówi Marcin Gdula: “Zanim powstał BIMBEER, założyliśmy pod koniec 1996r. zespół Blocksberg w składzie: Cibi (gary), Paweł K. (gitara), Czata (wokal), ja (gitara). Próby odbywały się w moim domu na strychu a że graliśmy black i death metal to osiedle długo nie mogło otrząsnąć się z szoku. Zespół nie doczekał się scenicznego debiutu a i nam z czasem zaczął ciążyć jego mroczny charakter. Po roszadach w składzie narodził się BIMBEER (genezy nazwy nie pamiętam ale miała być oryginalna a takiego zespołu wtedy jeszcze na scenie nie było), który miał radośnie czerpać garściami z polskiego heavy metalu i HC inspirując się twórczością Acidów, Flapjacka, Tuff Enuff, Dynamind itp. Ojcami założycielami byli: Tomek Cibi Cybulski (gary), Sylwek Czata Czajka (gitara, wokal) i ja (gitara). Po zorganizowaniu sobie gitary basowej do kapeli dołączył Andrzej Sobian Sobczak i byliśmy w komplecie z większym zapałem niż umiejętnościami.”
Zespół powstał niemal ćwierć wieku temu. Ojcowie założyciele mają prawo mieć różne spojrzenie na początki, być może rozstrzygnie to jakiś biograf. Tak o początkach opowiada Dominik Domin Bott: “Pamiętam, że bodajże wiosną (a może już jesienią) 1997 roku dwóch długowłosych łaziło u mnie po osiedlu i mnie szukało. No i jak już mnie znaleźli to poszliśmy na ulicę wtedy Sławińskiego na piętro domu rodzinnego i wtedy zaczęliśmy chyba coś brzdąkać. To był czerwony Polmuz bez tombasu. Potem mam lukę w pamięci do momentu jak już był skład z Sobianem i rasową gitarą Luna 22 ale nie było nazwy zespołu. Pod koniec 1997 roku na jednej z prób padło hasło żeby każdy wymyślił nazwę zespołu i coś się wybierze. Nie pamiętam pozostałych nazw bo jedna, która została na stałe przebiła wszystkie. Nazwy, którą ja wymyśliłem też nie pamiętam, ale była jakaś taka “trashowa”. Ogólnie chujowa bo w sumie by brzmiała jak Bruce Dickinson albo podobnie a to chyba “letki” obciach. Luty 1998 to zakup przeze mnie perkusji Amati gdzieś z okolic Łęcznej. Dodatkowo był zakup 4-ech blach od kolesia z Lublina, który na co dzień grał w weselnym zespole.”
A no właśnie, Domin to również perkusista. Pierwsze lata zespołu – to dwóch perkusistów w składzie. Tomek twierdzi, że on dołączył jako drugi, ale już nie gmatwajmy. Było dwóch pałkerów. Każdy z nich miał swoje kawałki i swoją perkusję, a na koncertach grali na zmianę. Były to beztroskie licealne czasy piątkowych prób i wieczorów po próbach spędzanych w parku, przy tanich napojach owocowych. O tych wieczorach zresztą powstał kawałek „Piątek”.
Jak już gdzieś powyżej wspomniałem, byłem również dość blisko związany z zespołem. Nie byłem w kapeli od początku. Większość chłopaków poznałem kiedy BIMBEER już grał. Kumplowaliśmy się. Miałem doświadczenia z graniem w innych kapelach. Wcześniej miałem okazję grać już z Czatą w Drunkers Bears i DreadSheerHash. Trafiłem kiedyś na próbę BIMBEER, jeszcze u Marcina na strychu. Chłopaki przygotowywali materiał na koncert WOŚP w Lubartowie. Był to koniec 1998 roku. Zespół nie miał wokalisty. Wcześniej za śpiewanie odpowiadał Czata. Wieść niosła, że Czaty głos nie podobał się siostrze jednego z członków zespołu. Na próbie zapytali mnie czy nie chciałbym spróbować zagrać z nimi tego koncertu. Zagrałem i zostałem na 12 lat. Po pierwszym koncercie, od niejakiego Witka usłyszałem, że mam głos jak wokalista AC/DC. 😀
Przez pierwsze lata zespół błąkał bo się po różnych miejscach aby grać próby. Garaż Domina na karierach (w którym zakazała nam grać policja), strych w domu u Marcina, pokój Czaty, garaż na Nowodworskiej z Corozją i Fugitives, a nawet remiza w Sernikach ze dwa razy. 🙂 Zdecydowanie najciekawiej było u Czaty. Jeszcze kilka miesięcy po próbie, w miejscu gdzie stała perkusja Domina, zauważyć można było, że strasznie niszczy pałki. Na dywanie leżała “górka” wiórów z pałek.
W wakacje 2000 – zespół przeniósł się z próbami do garażu koło cmentarza. Co tu dużo gadać – miejsca kultowego. O Garażu na blogu napisano już dość dużo, więc ja nie będę tłumaczył dlaczego należy mu się honorowe miejsce w encyklopedii muzyki co najmniej województwa lubelskiego. 🙂 Poczytajcie wpis o El Chupacabrze, tam znajdziecie opowieść o powstawaniu Garażu. Wspomnę tylko, że Dominik Domin Bott znalazł ogłoszenie, że jest garaż do wynajęcia i zadzwonił pod numer… Reszta jest historią opisaną i porozrzucaną na blogu. 🙂
W pewnym momencie dołączyła do nas Ania Majewska ze swoim saksofonem. Było wtedy w kapeli 7 osób! Próbowaliśmy połączyć przesterowane gitary z tym instrumentem, dodać trochę ska do muzyki. Chyba jednak do końca nie potrafiliśmy tego zrobić dobrze i skończyło się na kilku jedynie koncertach z Anką w składzie. Zabrakło pomysłu i umiejętności. Przetrwały 2 utwory z saksofonem i znajdziecie je w poniższej playliście nagrań najstarszych.
Kliknijcie znaczek: żeby zobaczyć wszystkie piosenki.
Jak powstawały te numery? Oczywiście nikt z nas nie jest wykształcony muzycznie. Nie znamy nut i zasad. Muzykę więc tworzyliśmy przeważnie kolektywnie na próbach. Czasem ktoś przyniósł jakiś pojedynczy riff przeważnie jednak było to tzw. jamowanie. Perkusista zaczynał jakimś rytmem i kombinowaliśmy aż wykluł się pomysł. Efektem takiej radosnej twórczości był kawałek Odszedłem. Chłopaki rzępolili coś na gitarach podczas jakiejś próby. Nagle ktoś stwierdził żeby Czata zagrał na strunie E progi 0,6 i 9. Nagle się okazało, że brzmi to fajnie. Dodaliśmy na koniec jeszcze 0 próg i wyszedł pierwszy riff tego numeru.
Po kilku latach grania w jednym składzie, gdzieś pod koniec 2000 roku rozstaliśmy się z bassmanem Andrzejem. Nie bardzo miał czas na próby… Ciężko się było zebrać do tej rozmowy, bo zespół był grupą kumpli. Pogadaliśmy w parku, przy trunku i jakoś poszło. Złej krwi między nami nie było. Tylko kto za Andrzeja? Bass wtedy nie był zbyt popularnym instrumentem. Zamarzyło nam się pozyskanie kogoś z dobrym warsztatem. Michał Yogi Kossak (z TomFingera, a wcześniej z Black Tears i Necrosis Of Brain)? Hmmm… Pewnie nie będzie chciał. Przecież to zawodowiec. Ma “półprofesjonalny bass GMR” i grał w nie byle jakich składach… Zbieraliśmy się, żeby go zapytać, jak dwunastolatek do spytania koleżanki czy chce z nim chodzić… Jakież było nasze zdziwienie, kiedy Yogi bardzo chętnie zgodził się dołączyć do zespołu. Był już znaną marką w Lubartowie i przykładał się do prób.
A tak to zapamiętał Michał Yogi Yogurth Kossak: “Pamiętam ten dzień jak chłopaki z BIMBEER chcieli się zapytać czy będę z nimi grał. Była to sobota, albo piątek. Na pewno weekend. Siedziałem wtedy na Zgodzie i jak zwykle w wolne dni raczyłem się chmielowymi trunkami. Załogantów z BIMBRU znałem już dosyć dobrze, bo razem działaliśmy w Garażu (grałem wtedy w TomFinger), a i na różnych imprezach nasze drogi się krzyżowały. W tamten dzień faktycznie chłopaki zabierali się jak pies do jeża żeby mnie spytać. W pewnym momencie wyglądało to jakby mi chcieli za coś obić mordę. 🙂 Na szczęście chodziło o grę w zespole. Zgodziłem się i to był strzał w dziesiątkę. To co przeżyłem jako członek tej kapeli to moje, a przygoda trwa dalej.”
W składzie z Yogim zagraliśmy któryś z kolei koncert w MDKu przy ul. 3-go maja. Podczas przygotowań pojawił się nagle Marek Majewski. Znaliśmy się wtedy raczej niedługo, ale zaproponował, że spróbuje nas nagłośnić. Zgodziliśmy się, bo szczerze mówiąc nie mieliśmy o tym pojęcia, a wymyśliliśmy sobie że nagramy tę sztukę. Nagrywaliśmy na zwykłą, domową wieżę podłączoną do miksera. Realizator spisał się naprawdę nieźle jak na sprzęt, którym dysponował. Na imprezie było pełno i ludzie reagowali niespodziewanie dla nas żywiołowo. 🙂 Nagranie wyszło rewelacyjnie… szkoda że kaseta zaginęła. 🙂 A Marek? Dzisiaj ciągle działa jako realizator i to przecież z powodzeniem w swoim Majart Studio.
Z MDKiem się lubiliśmy. Organizowaliśmy tam koncerty, dwóch z nas działało w Wykładzinie, czyli gazetce kulturalnej MDKu. W drugiej połowie lat 90` zdecydowanie najlepszym miejscem dla takiej muzyki był Młodzieżowy Dom Kultury. W tym miejscu wielkie pozdrowienia i podziękowania należą się dla Pań Dyrektor Doroty Wydrzyńskiej i Joli Tomasiewicz, Kasi Grabowskiej, Artura Trojanowskiego. Właśnie w MDKu więc spróbowaliśmy nagrać jakieś porządniejsze demo. Dzięki wspomnianemu i uczącemu tam Arturowi Trojanowskiemu udało się podczas kilku sobót zwieźć sprzęt, jako tako nagłośnić i nagrać kilka utworów. To było nasze pierwsze nagranie, dzięki któremu zagraliśmy poza Lubartowem. Jak wyszło? Wyszło jak wyszło, skoro nikt z nas nie miał doświadczenia z nagrywaniem żywej muzyki. 🙂
Rozsyłaliśmy kasety z tym materiałem i udało się zagrać w końcu koncert gdzieś dalej, czyli w Skarżysku Kamiennej. Oczywiście był to przegląd i nazywał się bodajże Rock Front. Wynajęliśmy busa z Michowa (co potem robiliśmy wielokrotnie) i pojechaliśmy oczywiście z publicznością (co także później robiliśmy wielokrotnie). Przygoda pierwszorzędna, szczególnie, że na miejscu kierowca postanowił walnąć kilka browarów. 😉 Domin zapamiętał też: „Pamiętną pogoń do bankomatu z Czaty kartą po pieniądze bo o 23ej Żabkę zamykali, a trzeba było jeszcze “zakupy” zrobić.” 🙂
Kolejny przegląd to czerwiec 2002, Legionowo i impreza pt Cegła. Pojechaliśmy na dwa samochody z dziewczynami. Maluch i polonez caro. 🙂 Gitary jakoś się poskładało i się zmieściliśmy. 🙂 Koncert ten był jednym z kilku z Anią. Sama sztuka ok, ale po koncercie za budynkiem w którym się odbywała Domin znalazł w ogródku krzaki… marihuany. Oczywiście nazrywaliśmy ich, zupełnie nie wiadomo po co, bo suszyć tego nie zamierzaliśmy. 🙂
Jeśli chodzi o okolice to postawmy sprawę jasno: Gdzie BIMBEER zagrał? To może na początek, gdzie w najbliższej okolicy nie zagrał. Zespół nigdy nie zagrał w: Ostrowie Lubelskim, Kamionce, Niemcach, Jawidzu, Spiczynie i Firleju. 🙂 Najwięcej koncertów, jak łatwo się domyślić BIMBEER zagrał w Lubartowie. Tutaj trudno znaleźć miejsce, gdzie zespół nie grał. Wspomniany MDK, poza tym pizzeria Miś, Zgoda, kawiarnia Literacka, LOK, dyskoteka No Name, Poczekalnia, Szafa, amfiteatr, boisko ówczesnej SP nr 2, II LO…
Drugim miastem, gdzie koncertujemy dość często jest oczywiście Lublin. W tym mieście odbyło się co najmniej kilkadziesiąt koncertów. Pierwszy z nich miał miejsce na przeglądzie Staś w I LO im. Staszica. Był rok 99. Czasy kiedy Czata studiował w Poznaniu. Niestety na koncert nie dojechał więc na drugiej gitarze zastąpił go Tazo z Corozji, którego i tak podobno nie było słychać bo nie odkręcił gainu na fuzzie. 🙂 Zespół zagrał dwa, albo trzy kawałki, w tym cover Metallici. Powiedzieć, że ówczesny wokalista zespołu nie władał biegle językiem angielskim – to jak nic nie powiedzieć. Tekst w odpowiedniej formie przygotował na zgrabnej kartce Marcin. Cóż, po koncercie okazało się, że jury przeglądu chce zapoznać się z tekstami. Jakież musiało być ich zdziwienie, że tekst “Seek & Destroy”, w wykonaniu BIMBEER brzmi: “Łijar, skening de scin, end de siti tunajt, łijar luking for ju tu start ap de fajt…” Ciekawym doświadczeniem, głównie dla publiczności, był występ zespołu na przeglądzie kapel bluesowych w Wojewódzkim Domu Kultury… Tuż po koncercie, jeden z kumpli zespołu zasłyszał na korytarzu następujący dialog: “- Cześć, skończyli już?” “- A nie słyszysz?”
Jeśli mowa o Lublinie to na koncerty do CK zaczęli nas zapraszać kumple z zespołu RISING, w którym ówcześnie śpiewał ziomal z Lubartowa Maciek Klasiński. Imprezy w CK są legendarne. Potem pałeczkę po Rising przejął Marcin Puszka. Oprócz grania Bobi i Czata parę razy robili coś na kształt konferansjerki podczas HardRock Festiwalu. 🙂
BIMBEER zagrał w: Kocku, Parczewie, Milejowie, Chełmie, Włodawie, Białej Podlaskiej, Bychawie, Krasnymstawie, Siedlcach, Radomiu, Skarżysku Kamiennej, Biłgoraju, Modliborzycach, Mińsku Mazowieckim, Warszawie, Puławach, Dęblinie, Baranowie, Węgrowie, Kraśniku, Legionowie… Najdalej dojechał do Olsztyna, ale o tym potem. W 2008 roku o mały włos zespół zagrałby koncert pod Krakowem na zlocie motocyklowym. Niestety auto wypożyczone na tą okoliczność od kolegi odmówiło współpracy na moście w Puławach.
A za to na koncercie w Kozłówce Marcin grał na basie, bo Yogi nie dojechał. Zespół brzmiał wtedy mówiąc delikatnie: surowo. Raczej staraliśmy się nie grać koncertów w niepełnym składzie. Marcin: “Po tym koncercie “szturmowaliśmy” pałac w Kozłówce na rowerach zainspirowani filmem Ogniem I Mieczem, a jak wracaliśmy omijaliśmy w nocy przez pola sztachetowanie na dyskotece w Nowodworze.” 🙂
Generalnie temat koncertów jest tak wdzięczny, że można tylko o nich opowiadać. Trzeba tu jednak wspomnieć, że bardzo dużo jeździliśmy w sztamie z El Chupacabrą. Graliśmy razem próby w Garażu i tworzyliśmy go wspólnie. Dzieliliśmy także wokalistę. 😉 Spotykaliśmy się po próbach na weekendach przy „wspólnym słuchaniu muzyki” w Garażu właśnie. 😉 No i mieliśmy „promocję” dla organizatorów, czyli dwie kapele w cenie jednej. 🙂 W latach 2006 – 2007 graliśmy średnio 1 koncert miesięcznie, co na kapele garażowe jest całkiem niezłym wynikiem. Znaczy to, że promocja działała. 🙂
2002 listopad organizujemy swoje 5 urodziny w LOKu. Na tę okazję zapraszamy oczywiście El Chupacabrę, lubelski MadVision i krasnostawski Coffins. Z dwoma ostatnimi nie znaliśmy się wcześniej. Jednak po wspólnym koncercie u nas zakumplowaliśmy się na tyle, że jeszcze niejednokrotnie graliśmy razem. Maya z Coffins zapraszał nas na sztuki do Krasnegostawu, a chłopaki z MadVision do Lublina. My odwdzięczaliśmy się jak tylko mieliśmy okazję. MadVision zorganizowali potem także mini trasę, w którą pojechaliśmy na 3 składy z El Chupacabrą. O ile w Warszawie pierwszego dnia koncert był raczej słaby, o tyle następnego dnia w Olsztynie było super. Na śniadanie porzeczkówka i cały dzień zwiedzania. Wieczorem koncert. Przenocował nas, oprowadzał po Olsztynie i zorganizował sztukę wokalista Łydki Grubasa. Wtedy jeszcze nie byli znani. 🙂 Zaliczyliśmy sporą jak na kieszenie studentów wtopę finansową, ale co przeżyliśmy to nasze.
Przychodzi czas na kolejne nagrania, bo powstają ciągle nowe numery. W playliście poniżej napisane jest demo 2003, ale chyba jednak nagraliśmy je w 2002. Datowanie węglem jednak nie jest pewne, więc zostawmy to tak jak jest. Tak czy inaczej nagraliśmy utwory w Garażu przy pomocy Dominika Samborskiego, który pomógł jak umiał: z gratami, z nagraniem perkusji i wokalu. Reszta rejestrowana była w domu u Czaty i on też materiał poskładał do kupy. Znowu zaczęliśmy rozsyłać, ale tym razem płyty CD. A Dominik? Dalej realizuje się jako realizator. 😉 Jakoś tak się dziwnie składa, że on i Marek zaczynali od nas. Przypadek…? 🙂
Grudzień 2002 czyli wizyta Bimbeer w Radiu Centrum w audycji Twoje Demo u Luizy Staniec. Owocem tego wywiadu było to, że zagraliśmy w lubelskim Graffiti, czyli kolejne marzenie spełnione. 🙂 W lecie 2003 Luiza zaprosiła nas na koncert do Milejowa. Biorąc pod uwagę nasze ówczesne gusta smakowe to tak jakby statek matka wezwał nas do siebie. 🙂 Audycję odsłuchacie poniżej.
No i mamy rok 2003, w którym to Dominik „Domin” Bott postanawia zakończyć granie i perkusję sprzedać. Powody? Tego nigdy się nie dowiemy. Domin jak zwykle jest delikatnie mówiąc oszczędny w słowach. 🙂 „Jakoś tak wyszło…” Nic dodać nic ująć… Perkusję kupił chyba Przemek Pawlas. Jako, że cały czas przecież graliśmy z dwoma perkusistami, zostajemy więc z Tomkiem Cybulskim za garami i tak jest do dzisiaj.
Jeśli chodzi o personalia to rok później jeden z ojców założycieli Marcin G. także postanawia się z zespołu wymiksować. Sam o tym opowie: „Przygodę z graniem i BIMBREM zakończyłem w 2004, kiedy to coraz bardziej nie wyrabiałem łącząc granie z końcówką studiów. Decyzję podjąłem tuż przed wylotem do USA mając świadomość, że 4 miesięczna nieobecność w kapeli nie ma sensu. Patrząc z perspektywy czasu był to jeden z najlepszych projektów, jaki udało nam się zrealizować, zatem mam olbrzymią satysfakcję, że mogłem go współtworzyć. Grałem z fajnymi kolesiami, z którymi kumplujemy się do dziś, a Garaż prób stał się w pewnym okresie nieformalnym centrum kultury tego miasta, w którym grały topowe zespoły lubartowskiej sceny i przez który przewinęły się na imprezach dziesiątki super ziomków. Samego uczucia grania na scenie przed publiką też nie da się zapomnieć, zwłaszcza, że w tamtych czasach był w Lubartowie dobry klimat dla naszej muzy i na koncerty przychodziło jak na to miasto naprawdę dużo ludzi.”
Kamil miał pograć z nami na zastępstwo. Kilka miesięcy i koncert w Siedlcach. Od tamtej pory minęło 17 lat, a on ciągle w składzie. Z tego co mówił odpowiada mu taki stan. 🙂 To właśnie od Kamila pochodzi w dzisiejszych czasach najwięcej pomysłów, riffów, które potem kleimy w utwory.
Dominik Samborski z El Chupacabry swego czasu otworzył studio nagraniowe w Łucce. Musieliśmy oczywiście skorzystać z tej okazji i nagrać w końcu coś porządnie. Udało się u Dominika zarejestrować kolejne demo w 2006 roku. W chórkach darł się razem z nami Orzeł z El Chupy. Chyba są to nagrania, które najbardziej namieszały w życiu kapeli. Dzięki nim graliśmy więcej koncertów, jak już wspomniane zostało wyżej najwięcej w historii. Dwa utwory ukazały się na składance portalu band.pl „MP3 Compilation”. Dostaliśmy nagrodę na RAF, dzięki czemu materiał o kapeli pojawił się w TV Lublin (pod spodem). Przede wszystkim jednak poznaliśmy się z naprawdę zajebistymi ludźmi z [peru] i z Tomkiem Piątkiem z Węgrowa, który zorganizował nam chyba z kilkanaście koncertów (nasza promocja cały czas działała). Ekipa z Białej Podlaskiej to kolejna załoga, z którą dobrze się rozumieliśmy. To chyba na wyjeździe do Białej na koncert padł rekord frekwencyjny i pojechaliśmy na niego autokarem w ponad 40 osób. Piotrek Grzegorzewski z tej ekipy jest autorem logo, którego używamy do dzisiaj i w tamtym okresie stworzył dla nas stronę internetową z pięknie nadjeżdżającym pociągiem. Wypas 🙂
Zdjęcia, którymi mogliśmy się pochwalić i wyglądały profesjonalnie zrobił nam Michał Polak. Któregoś dnia pojawił się na próbie. Chyba był znajomym Cibiego. Tak czy inaczej Michał zawsze nosił ze sobą aparat fotograficzny. Znał się na robocie. Dogadaliśmy się i strzelił nam sesję, oczywiście na torach, no bo gdzie indziej. 🙂 Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Zobaczcie w filmikach do kawałków i w galerii. Zaprzyjaźniliśmy się z Michałem, który robił nam później zdjęcia na naszych weselach. Bo posypały się one w owym czasie dość gęsto. 🙂 No i oczywiście na próbach i na koncertach. Pozdro Michał! 🙂
10 lat zespół kończył w 2007 roku. Coś mieliśmy z tymi rocznicami, więc zrobiliśmy kolejny koncert. Tym razem w najlepszej knajpie w mieście, czyli w Szafie Wojtka Milera i Piotrka Pytona Pytki. Zaprosiliśmy samych ziomali: oczywiście El Chupę, [peru] i MadVision. Frekwencja totalnie nas zaskoczyła. Klub był nabity fest. Co niestety prawdopodobnie przyczyniło się trochę do jego późniejszych problemów i ostatecznie zamknięcia. Krewki sąsiad miał pożywkę do zgłaszania policji… Na koncercie dostaliśmy od [peru]wiaków w prezencie, a jakże… bimber. 🙂 Szybki pomysł: przelaliśmy całość do wielkiego kielicha i każdy uczestnik koncertu mógł wypić łyka. 🙂 Impreza była legendarna. 🙂
Poniżej koncert BIMBRU także z 2007 roku, ale sprzed X urodzin. Lubartowski Ośrodek Kultury zorganizował w marcu sporą sztukę, z której nagrania pojawią się jeszcze na blogu.
Nigdy jakoś specjalnie się nam nie spieszyło z wymyślaniem nowych numerów. Powstawały jak już naprawdę był pomysł. W owych czasach jednak chyba był to najpłodniejszy okres w życiu kapeli, bo dwa lata później znowu odwiedziliśmy studio Groove i nagraliśmy kolejną demówkę. Studio Dominik przeniósł na chwilę z Łucki na ul. Wierzbową w Lubartowie i tak zarejestrowaliśmy kilka numerów. Wszystkie nasze nagrania oczywiście macie w tym wpisie, jeśli jeszcze ktoś się nie zorientował. 🙂 Ponadto do numeru “Piwo” powstał nasz pierwszy obrazek. Autorem jest Łukasz Wągrodny. Teledysk to fragmenty naszej sztuki w lubelskim Graffiti. Byliśmy strasznie podjarani tym jak to wyszło. Łukasz zrobił kawał dobrej roboty.
Przyszła pora na kolejne zmiany w składzie. Jest 2010. Kilka lat wcześniej zmieniłem pracę. Zacząłem bardzo dużo jeździć po całej Polsce. Zbiegło się to w czasie z założeniem rodziny. Zacząłem bardzo mocno zaniedbywać próby. Okazało się, że coraz trudniej jest mi znaleźć czas nawet na granie koncertów… Tak to doszliśmy do wniosku, że chłopaki poszukają innego wokalisty. Trudno zorganizować czas na granie. Teraz gram raczej z doskoku 🙂 Od czasu do czasu – w sumie z tymi samymi ludźmi co w BIMBEER. Z Sybim i Czatą (i Orłem z El Chupacabry) gramy w FullOldSchool Bejbi jak nas najdzie chęć. Wspomnienia? Jak zaczynam myśleć o graniu w BIMBRZE – zaczynam się uśmiechać. Wszystkie wspomnienia są fajne. BIMBEER to grupa kumpli, którzy nie tylko razem grali – ale spędzali razem również czas poza graniem. Oczywiście teraz pewnie wygląda to trochę inaczej, ale przez wiele lat tak było. Zagraliśmy kilkadziesiąt koncertów. Każdy wyjazd to oddzielna historia. Wokół kapeli funkcjonowała też spora grupa ludzi, z którymi się trzymaliśmy. Jadąc na koncert potrafiliśmy zebrać cały autokar ludzi 🙂 Granie w kapeli dało mi wielu kumpli. Dodało mi też dużo odwagi do wystąpień przed ludźmi, co do dzisiaj procentuje 🙂 Ostatniego BIMBRU z moim udziałem możecie spróbować pod spodem. Na końcu playlisty jest teledysk do Piwa.
W tym momencie tekst przejmuję ja, czyli autor tego bloga. Łukasz już nie działał w kapeli, więc ja dopowiem resztę tej opowieści. Bez Bobiego w składzie zespół trochę wyhamował. Stwierdziliśmy, że nie będziemy się spieszyć z szukaniem nowego wokalisty. Próbowaliśmy mniej regularnie i raczej nie koncertowaliśmy. Jednak nowe rzeczy powstawały. W końcu trzeba było kogoś na wokal poszukać. Z pomocą przyszedł internet, facebook itd. Znalazł się chętny, młody facet z Lublina, któremu nie przeszkadzały dojazdy. Filip Golon Bednarczyk dołączył w 2012 roku i wprowadził bardziej metalowy wokal. Muzę więc też zaczęliśmy grać bardziej metalowo. No i trzeba było światu pokazać nowe oblicze. 🙂 Nagraliśmy więc 2 kawałki w studiu Tzar u Czarka Sochy, który bardzo nam pomógł z tym nagraniem. Właściwie zaaranżował wokale od początku. Znowu graliśmy sztuki m.in. z Ozzym, czyli lubartowskim raperem, który od tamtej pory wyrósł na solidną firmę z kilkoma płytami na koncie.
Rok 2013 był chyba najbardziej pechowy w historii kapeli. Na początku roku umarł Garaż! Istniał 13 lat i był miejscem dla najróżniejszych kapel z Lubartowa, ale nie tylko. Grali w nim m.in. El Chupacabra, Rote Buraken, Macheezmo, Cider, Metaxa, Psychoza, Soundproof, TomFinger, rapował Ozzy i niezliczona ilość krócej działających projektów. Spoza naszej mieściny epizody dłuższe lub krótsze mieli w nim [peru] i White Crow (czyli kapela Maćka Klasińskiego z Perceptions i Rusel Viper). Zawsze można było przyjść i poćwiczyć, albo wypić.. sok. Imprezowało w nim multum ludzi i każdy raczej pozytywnie wspomina te wizyty. Zdecydowanie Garaż zapisał się w historii lubartowskiego grania. Stworzyliśmy go sami, utrzymywaliśmy go sami i niestety pogrzebać też musieliśmy go sami. Pomogli chłopaki z Macheezmo i ktokolwiek akurat wpadł w odwiedziny. Co widać na zdjęciach z rozbiórki.
Znaleźliśmy nowe miejsce do grania w Skrobowie, aż tu nagle Golon postanawia wyemigrować do UK. Graliśmy w tym składzie ponad rok i znowu szukamy wokalu. Jednak tym razem poszło szybciej i pod koniec 2013 w składzie pojawił się Jarek Pogan Pudelski znany z Profundis. Znowu bardziej pociągnął nas w stronę mocniejszego grania i tak chyba już zostanie, bo gramy od tamtej pory w takim składzie. No i póki co właśnie z Poganem możecie posłuchać ostatniego dema z 2016 roku. Jeszcze raz (bo już dziękowaliśmy) należą się dzięki po wsze czasy Przemkowi Pawlasowi i Markowi Majewskiemu za nieocenioną pomoc przy nagraniu tych kawałków! No i przede wszystkim chłopaki nie zdarli z nas, bo kosztowało nas to nagranie… skrzynkę piwa. Sami przyznacie, że lepiej nie można było sobie wymarzyć. Trzeba się też pochwalić, że zespół kilka lat temu zagrał w końcu po wielu latach na stadionie. 🙂 Mowa oczywiście o koncercie na stadionie w Kocku, dzięki punkowej załodze z tego miasta.
Podczas którejś próby padł pomysł: zróbmy klipa. Łatwo nie było, ale czemu nie. Sprzęt w dzisiejszych czasach jest mały, ale wysokiej jakości. Wzięliśmy więc GoPro i aparat fotograficzny, zrobiliśmy jakieś trzymadła/statywy, odkręciliśmy napoje i w jeden wieczór powygłupialismy się w sali prób. Efekt w playliście poniżej. Totalne DIY, łącznie z montażem. 🙂
Aktualnie gramy jednak rzadziej. Cibi wyprowadził się do Lublina, prawie wszyscy mamy rodziny, a jak nie rodziny to fuchy. Czasu coraz mniej i każdy ma wolną chwilę innego dnia w tygodniu. Ostatni rok wirusowy był praktycznie bez prób. Jednak w końcu ruszyliśmy znowu i w czerwcu 2021 udało się nam odpalić po raz kolejny miejsce do grania. Mamy więc nadzieję, że jeszcze nieprędko zakończymy działalność.
Tak mniej więcej to wygląda. Zespół z przygodami istnieje nadal, choć oczywiście nie tak intensywnie jak drzewiej. Przez ćwierć wieku zmieniło się w nim właściwie wszystko, łącznie z fryzurami członków 😉 ale nie odwieszamy jeszcze instrumentów. Mamy chęć istnieć jeszcze trochę, więc może jeszcze spotkamy się na jakimś koncercie. Staraliśmy się w tym tekście wymienić wszystkich, którzy na przestrzeni dziejów 😉 pomogli nam w jakikolwiek sposób. Jeśli kogoś nie wymieniliśmy z imienia, to tylko przez starczą demencję. Wybaczcie i wiedzcie, że wznosimy za was wszystkich kielichy.
Na koniec dwa numery z koncertu w Baliku. W składzie obecnym, czyli Pogan, Cibi, Yogurth, Trol i Czata. Możecie jeszcze kliknąć w galerię. Po twarzach widać jak się zespół zmieniał. 😉