Z początkiem wieku Przemek Pawlas postanowił założyć zespół. Perkusję miał ogarniętą i miał ogarniętych kolegów, z którymi zaczął grać. Z tego co ja pamiętam założenie na muzykę było ambitne: grać jazzowo rockowe klimaty. Nie do końca ostatecznie udało się to zrealizować, ale rzeczy, które Przemek wymyślał były na początku dosyć skomplikowane. W pierwszym składzie (chyba) był Michał Jogi Kossak na basie, Przemek Pawlas na perkusji i Sylwek Czata Czajka (czyli ja) na gitarze. Po jakimś czasie dołączył też Jacek Suchy Suchodolski na drugiej gitarze. Pojawiła się kwestia wokalu. Oddajmy, więc głos wokalistce, którą została Ula Bednarczyk:
„Zamierzchłe czasy… Właściwie trudno mi powiedzieć teraz, który to był rok, ale obstawiam, że to był pierwszy – drugi rok studiów, więc 2001 lub 2002… Kobiety robią karierę w show-biznesie dzięki facetom, więc i ze mną tak było. Przemek Pawlas spotkał na ulicy w Lubartowie Łukasza Borzęckiego, kolegę po rakiecie tenisowej, i zapytał go, czy nie zna jakiejś dziewczyny, co śpiewa… Łukasz odparł, że zna mnie i w ten sposób poznałam Pawlasa. Nie jestem pewna, czy od razu z impetem weszłam do tego projektu, ale z racji uwarunkowań towarzyskich bywałam czasem uczestniczką piątkowych rozmów o życiu w garażu w gronie miejscowych gwiazd rocka i klimat garażu nie był mi obcy. Uczyłam się śpiewu w MDK od kilku lat (z przypadku i bez większej wiary w to), ale rola solistki był dla mnie trudna. Pierwsze próby w Metaxie śpiewałam twarzą do ściany, tak się wstydziłam… Powstający materiał miał być ambitny, Pawlas wtedy był świeżo po doświadczeniu szkoły muzycznej i pierwszy utwór miał metrum 5/4. Moim zadaniem było wstrzelenie się w tę rytmikę z melodią i tekstem. Były to też zwykle utwory komponowane „od końca”, czyli najpierw powstawała aranżacja, a do tego układałam melodię i tekst. Czasami zdarzało mi się toczyć boje z Mariuszem o harmonię, ale metoda w zasadzie do końca działalności zespołu pozostała taka sama.”
W ten oto sposób kapela jest w pełnym składzie. Niestety niedługo, bo wymiana następuje na pozycjach basisty i gitarzysty. Basem zajmuje się Tomek Pielecki, a następnie Kuba Michalak. Zamiast Suchego natomiast do Metaxy dołącza Mariusz Gordon Olszak. Mamy, więc można powiedzieć skład podstawowy Metaxy. Skład, który stworzył praktycznie całą muzykę tego zespołu. I choć z tego co pamiętam, Gordon twierdził, że nie bardzo widzi dla siebie miejsce w tej muzyce, to spod jego palców wychodziło najwięcej rzeczy.
Mariusz: „Wiem, że trafiłem do kapeli, która na pierwszy rzut mojego oka ni jak nie była w moim typie. Ale… parę prób, parę długich i krótkich rozmów oraz co najważniejsze energii, która zaczęła się rodzić z próby na próbę zdecydowały, że wsiąkłem w tą kapelę.”
Ula: „Próby graliśmy w garażu przy ul. Szaniawskiego, dzieląc garażowy grafik i nagłośnienie z innymi zespołami (Bimbeer, Cider, Rote Buraken, El Chupacabra). Skład Metaxy był w zasadzie stały: ja – wokal, Przemek Pawlas – perkusja (i transport, bo tylko Przemek miał samochód, niesamowite miętowe Volvo), Sylwester Czata Czajka – gitara rytmiczna, super intrygujące, szpiegowskie riffy, Mariusz Olszak – gitara solowa, wirtuozeria dzięki doświadczeniu klasycznemu, przebojowość i ogarnianie harmonii utworów. W tamtych czasach gitara basowa cieszyła się mniejszym zainteresowaniem, dlatego zawsze mieliśmy spory problem z basistami. Najdłużej grał z nami Jakub Michalak, którego Przemek terroryzował do ćwiczeń, tymczasem Kuba w ogóle dopiero wtedy kupił pierwszy bas i realizacja wizji Przemka była dla niego bardzo karkołomna. Kiedy mieliśmy już parę utworów, szukaliśmy też pianisty, ale nie wyszła z tego stała współpraca (był u nas na próbie Paweł Urban z zespołu – wówczas – Metro).
„Nazwa na pewno była efektem wielu dyskusji, które odbywaliśmy w przerwach prób podczas „przewietrzania się” – w garażu nie było wentylacji i szybko kończył się tlen. W związku z tym, że w garażu grał już zespół Bimbeer i Cider, nazwaliśmy się Metaxa, żeby być najwytrawniejszym trunkiem z tego zestawu… Ale nazwa, która nawiązywała do koniaku, którego nawet nie mieliśmy okazji próbować, wydawała się nie do końca satysfakcjonująca, ciągle próbowaliśmy zmienić ją… Mieliśmy ubaw po pachy wymyślając nazwy tego projektu, najzabawniejsza, którą pamiętam to Alexis Metaxis (Pawlas się mało nie udusił ze śmiechu). Mariusz Olszak/Gordon miał też parę pomysłów na nazwy, ale były trochę pretensjonalne (np.Tear Drop) i nie przeszły… Została Metaxa….”
Jak powstawała muzyka? Gordon pamięta, że mniej więcej tak: „Pamiętam, że właściwie każdy kawałek zaczynaliśmy od jamu, z tego wyłaniały się współbrzmienia, motywy, aż w końcu całe numery. Zajebisty był fakt, że mimo, jak mi się wydawało, pochodziliśmy każde z innej bajki to i tak w pewnym momencie zgrywaliśmy się na masę. Po kilku zagranych kawałkach musieliśmy wychodzić się przewietrzyć – klimy nie było. 🙂 I podczas tego wietrzenia rozmawialiśmy. To były zawsze zajebiste gadki. Czasem wychodziliśmy przewietrzyć się tylko po to żeby zaczerpnąć powietrza i w milczeniu czuło się chęć szybkiego powrotu do środka, bo kawałek stygnie…” Inny kawałek, bodajże Makijaż, Mariusz wymyślił po 12 godzinnej zmianie w robocie. „Potem w ciągu chyba jednej lub dwóch prób mieliśmy go już gotowego. Mieliśmy ciśnienie na granie. Ciśnienie jednak nie było wbrew temu co można by sądzić demotywujące, wręcz przeciwnie… nigdy potem nie miałem tylu pomysłów, tyle zapału do otwierania się na dźwięki, do eksperymentowania, dogadywania szczegółów, czasem zwykłego pogrywania, jamowania. Mróz czy upał i tak szło się na 19tą lub 18tą do garażu… żeby pograć, żeby coś stworzyć i potem na koncercie podzielić się tym z innymi.”
Słynny Garaż przy Szaniawskiego był domem dla wielu kapel. Oprócz prób i weekendowych imprez próbowaliśmy tam też nagrać swoją muzykę. W roku chyba 2002 Metaxa zaczyna nagrywać partie perkusji przy pomocy mojego komputera i pożyczonych mikrofonów. Pamiętam, że podjarani byliśmy niesamowicie. Gitary zostały nagrane u mnie w domu, a na końcu Ula znów w garażu. Proces się jednak ciągnął, bo byliśmy totalnymi amatorami jeśli chodzi o obróbkę dźwięku. Spotykaliśmy się kolektywnie i kombinowaliśmy z efektami, które dokładaliśmy w miksie. Pogłosy, echa itp. Tu trzeba chyba wspomnieć, że w Metaxa brzmienie było dość ważne. Od samego początku kombinowaliśmy z Gordonem z efektami gitarowymi. Dużo delaya, flangera itp. Chcieliśmy mieć „przestrzeń”, żeby nie stawiać na „ścianę dźwięku”. Ja kupiłem od Dominika Samborskiego multiefekt. Mariusz praktycznie cały czas szukał gratów pod siebie: „Pamiętam też kwestie sprzętu, pożyczane piece. Potem zakup Yamaszki 112, …i tu zaczął się czad. Odnalazłem się w brzmieniu tej gitary, inspirowała mnie. Jakiś czas później od Uli dostałem kamerę pogłosową, kupiłem dwie kostki, flanger i distorsion Boss`a – wtedy się zaczęło jeśli mowa o mnie i spadaniu w odmęt nadziei, inspiracji i improwizacji, która była chyba naszym głównym motorem.” Wychodziło jak wychodziło. Efekty w postaci demówki mieliśmy w rękach w 2003 roku. (Całość materiału do odsłuchu pod tym tekstem).
Niestety zespół nie koncertował zbyt dużo. Zagraliśmy w sumie może z 10 koncertów. Czego ja osobiście trochę żałuję. Pierwszy koncert Ula wspomina tak: „Chyba każda kapela bardzo przeżywa swój pierwszy koncert. Z tego, co pamiętam, my go zagraliśmy w jakiejś rockowej knajpie z ogródkiem w Puławach i dostaliśmy za granie piwo i bigos z żeberkami. Nie mieliśmy dużo propozycji koncertowych, graliśmy głównie na charytatywnych imprezach w LOK, WOŚP itp. Ale zagraliśmy też na Rock Alert Festiwalu w 2005 r., można powiedzieć, że przed Comą (długo, długo przed Comą: rozpoczęliśmy przesłuchania konkursowe, bo Ania Furtak ściągnięta na koncert w roli chórzystki musiała uciekać, żeby zagrać wesele :P). W każdym razie, dzięki tym kilku prezentacjom zdobyliśmy uznanie kilku osób, np. Grzesiek Siwiec, absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach, doceniał nas.” Gordon o koncertowaniu: „Był taki jeden koncert w LOKu, w trakcie którego, chociaż zestresowany, ale poczułem, że to co robimy ma jakiś pozytywny odbiór… potem chciało się jeszcze więcej.” Kolejne koncerty to np. tour po Lubartowie 🙂 W piątek graliśmy w pubie Olimpic przy rynku a w sobotę zagraliśmy w Cappucino. Można, więc powiedzieć, że Metaxa zaliczyła trasę koncertową. 🙂 Pojechaliśmy także zagrać na Chmielakach. Wynajęliśmy na tę okazję busa i wybraliśmy się na wycieczkę całą „rodziną”, bo pojechały także żony, dziewczyny, chłopaki, krewni i znajomi królika 🙂 ale sam koncert nie był zbyt fajny: „Mieliśmy zagrać może 5 swoich numerów z których zagraliśmy chyba 3. Bo tak trzeba, bo zapchaj-dziura. Zajebiście mnie to zawsze wnerwiało, że w ten sposób traktuje się ludzi, którzy tworzą i chcą się tym z kimś podzielić. ….ale imprezki masowe tak już mają.” mówi Gordon. Integracja jednak była w sumie super. 🙂
Gramy dalej, choć Kuba Michalak wyjeżdża do Francji do pracy. Na bas wskakuje Czarek Sidor. Pawlas gdzieś go wypatrzył. Do tej pory nie wiem jak. Czarek zna się na graniu i z tego co potem nam mówił Metaxa to był jego pierwszy zespół. Po Metaxie grał m.in. w Dill Moon i Soundproof. Próby, a jakże. A w przerwach: „Wygłupialiśmy się przed garażem (przewietrzając się)” opowiada Ula: „i Mariusz zaproponował, że wskoczy Pawlasowi na barana, a ten go miał podrzucić tak, żeby Gordon przeskoczył przez głowę (chyba łatwiej byłoby to narysować). Jak zapowiedział, tak zrobił, wskoczył na kolegę, jednak nie do końca się zrozumieli i Przemek go podrzucił w nieodpowiednim momencie, a Mariusz spadł nieprzygotowany do skoku prosto na glebę, niestety, własnym tyłkiem na własną lewą rękę (gitarzysta) i połamał sobie dość poważnie nadgarstek. Wstał i wrzeszczał, ubliżając Bogu ducha winnemu Przemkowi. Pierwszy pomysł ratowniczy chłopaków był taki, żeby pojechać do Serwinki, kiedy jednak zobaczyłam puchnącą w szybkim tempie rękę, przekonałam chłopaków, że szpital jest bliżej… Wsiedli do Pawlasowego Volvo i pojechali… Mariusz pół roku nie grał, ale szczęśliwie granie na gitarze okazało się znakomitą rehabilitacją, kiedy już kości się zrosły.” Sam zainteresowany wspomina wypadek tak: „Przygotowywaliśmy się w pewnym momencie do zgłoszenia swoich kawałków do Węgorzewa. Już prawie lato. No i … trochę głupoty zadecydowało o poważnym uszkodzeniu lewego nadgarstka. Fakt, ogarnęła mnie wtedy panika i wrzeszczałem, właściwie nie wiedziałem przez jakiś czas gdzie jestem. Upadek z ramion Przema zakończył się tzw. wybuchowym złamaniem kości nadgarstka i kilkumiesięczną przerwą w działalności zespołu. Dzięki temu, że w ogóle grałem na gitarze, mój powrót do sprawności był szybki. Mając jeszcze gips na ręce i tak sięgałem po wiosło.”
Przez te pół roku niewiele popchnęliśmy zespół do przodu. Gordon był jednak podstawą. Ręka na szczęście się zrosła i przyszedł czas na kolejne nagrania. Znowu Ula: „Drugie nagranie to 4 utwory (Idol, Makijaż, Nie mogę i Wygaszacz). Powstała dzięki temu, że Dominik Samborski zorganizował swój pionierski biznes, pierwsze w okolicy studio nagrań (na etapie wydania demówki studio nie miało nazwy, więc napisaliśmy na okładce SamBorski Studio, później firma-pracownia przyjęła nazwę Groove Studio). To był dla nas czas ogromnej ekscytacji, w Cubasie już bardzo dużo dało się zrobić, tylko mało kto wiedział, jak, i mógł sobie na ten program pozwolić. Dla mnie osobiście najciekawsze było nagrywanie chórków, ach! To mi zupełnie otworzyło oczy na nowe możliwości, zbudowało moją świadomość. Ostatecznie, jak to często w studiach nagrań bywa, realizator nagrał partię basu w dwóch utworach, w „Nie mogę” i w „Wygaszaczu”, gdzie wymyślił porywający groove. Wszyscy pracowaliśmy nad tym materiałem nocami, teraz nie do końca rozumiem, dlaczego. Chyba nam się wydawało, że jesteśmy już starzy (mieliśmy po 25 lat) i trzeba szybko osiągać ten sukces. Z drugiej strony, nie było Autotune, równanie perkusji w zasadzie odbywało się ręcznie, a do tego trzeba był podstawić próbki. Bardzo czaso- i pracochłonne.
Zdjęcia na okładkę zrobiliśmy przed studiem Dominika, w Łucce (pieszczotliwie nazywanej też Łodzią). Biegaliśmy na tle białej tkaniny, Dominik robił zdjęcia aparatem automatycznym, ale to była jakaś moja wizja z tą tkaniną. Pracowałam już wtedy w MDK i miałam trochę doświadczenia ze scenografią. Ostatecznie wyszła bardzo fajna okładka, którą w Corelu złożył Czata, a wydrukował podczas swojej zmiany w drukarni Gordon. Mam jeszcze całą paczkę!
Ten materiał znowu trafił do internetu, był rozsyłany, powstała strona internetowa… Pamiętam, że była jakaś sprawa z menadżerem, który się do nas odezwał. Generalnie chciał z nami współpracować, ale proponował, żebyśmy popracowali nad repertuarem, wymyślili coś bardziej komercyjnego… Wychowani na antykonsumpcyjnych, postpunkowych ideałach, nie ugięliśmy się pod naporem komercji i propozycja została – nie wiem dokładnie – albo odrzucona, albo przemilczana. Szkoda. Człowiekowi chodziło pewnie o to, żeby nas ogarnąć i nauczyć paru rzeczy, ale tuż po nagraniu materiału to nie był dobry moment: odczuwaliśmy taką euforię, że nasza twórczość wydawała nam się po prostu wspaniała. Po latach słychać, że mieliśmy potencjał, ale wiele nam jeszcze brakowało, a mi w pierwszej kolejności. Zmiana tonacji utworów na pewno też byłaby korzystna. Brzmienie nawiązywało do lat 80, 90 – te pogłosy, flanger… – dzisiaj, po przearanżowaniu, wysmakowaniu, sprawdziłoby się, ale wtedy było trochę mało współczesne, jak na stylistykę tego, co graliśmy, rockowa realizacja nie pasowała do rytmiki.”
Ula ma rację, po nagraniu drugiej demówki byliśmy przekonani wręcz, że ta muzyka zażre. Okazało się, że nie zażarła 🙂 Chyba to m.in. spowodowało rozluźnienie w Metaxie. Już nie było takiego parcia na próby, bo chyba docierało do nas, że nikt na tę muzykę nie czeka. 🙂 Ula: ”Po nagraniu demówki w 2005 r. na basie miał z nami grać Dominik Samborski, ale właściwie wtedy kapela zawiesiła swoją działalność, a Mariusz założył rodzinę i nie miał czasu na amatorską działalność artystyczną 😉 Kiedy zgłosiliśmy się na Rock Alert Festiwal, postanowiłam też zaprosić do współpracy koleżanki z zajęć wokalnych w MDK: Anię Furtak i Agnieszkę Grymuzę. Dziewczyny wystąpiły w roli chórzystek.”
Wydaje mi się, że Metaxa skończyła się w 2006 roku i była ciekawym zespołem. Szkoda, że nie pociągniętym dalej, bo potencjał był. Jako członek tej kapeli mogę powiedzieć, że nigdy przedtem i nigdy potem nie grałem takiej muzyki jak w Metaxie. Do dzisiaj gram w Bimbrze dźwięki dosyć ostre, metalowe. Metaxa to był wyważony soft rockowy, popowy, miejscami może funkowy twór z wpadającymi w ucho, ale nie w sensie discpolowym, melodiami. Ula też wspomina Metaxę raczej dobrze: „To był dla mnie ważny projekt z wielu względów, wręcz przełomowy. Po pierwsze – to była moja pierwsza praca w zespole, w którym byłam jedyną wokalistką. Wcześniej śpiewałam chórki w projekcie reggae (Tannenbaum), w MDK rzadko bywałam solistką. A tutaj musiałam zmierzyć się z tym, że tylko mój głos słychać, ehhh, i wszystkie mankamenty. Ale miałam wspaniałych kolegów, którzy bardzo mnie wspierali i właściwie doprowadzili do tego, że zaczęłam czuć się pewnie, że mogłam włożyć swoje „trzy grosze” do repertuaru. Wcześniej – poza paroma licealnymi incydentami – nie pisałam piosenek. Tak jak już wspominałam, każda próba była okazją do kuluarowych rozmów, wygłupów w przerwach. Zauważyłam, że jest pewna wewnętrzna dynamika zespołów: 2-3 osoby, którym bardzo zależy, zazwyczaj w dwóch przeciwstawnych obozach, no i grono pojednawcze, które wprowadza zgodę między zaangażowanymi. W Metaxie nauczyłam się, że ze współpracy skrajnych charakterów, ze skrajnych pomysłów wychodzą ciekawe efekty, a gdyby wszystko zrobić „po mojemu”, to wyjdą flaki z olejem. Trzeba szanować innych i czasem – nawet z bólem – ustąpić, zaufać, zaakceptować. Publiczność i tak słyszy co innego, niż muzycy i trudno przewidzieć reakcję. Tego nauczyłam się w tym zespole.”
Zdecydowanie był to zespół kompromisów, bo przecież każdy z nas był z zupełnie innej strony muzycznej. Każdy lubił co innego i do grania wnosił swoje. Gordon: „Po jakimś czasie rzeczywiście miałem zapędy do tego żeby wszystko brzmiało jak ja sobie to wyobrażam. Jednak kompromisy były i to częste, a zarazem konstruktywne na korzyść nas wszystkich. Tak to przynajmniej pamiętam.”
I znowu Ula: „Cieszę się, że tak uczciwie pracowaliśmy na próbach, bez obijania się i picia piwa. Trudno było mi przekrzykiwać piece gitarowe przez całą próbę – chłopaki mieli wielkie wzmacniacze, a ja 100-watowy zestaw Vermony, ale naprawdę wytrwale pracowaliśmy. Lubiliśmy się, ale to nie był projekt towarzyski, tylko artystyczny i zawsze bardzo mi to odpowiadało.
Zupełnie odrębną sprawą jest to, że byłam jedyną dziewczyną w zespole. Moi koledzy byli wspaniali, przegadaliśmy wiele tematów w przerwach, bez żadnych dyskryminacji i tym podobnych, lubiliśmy się. Dużo się też – tak życiowo – nauczyłam o mężczyznach, o ich przyjaźni, relacjach, komunikacji.
Działalność w Metaxie otworzyła mnie na … technikę. Na potrzeby pracy w tym zespole kupiłam do garażu pierwszy mikrofon Senheiser 350 c (na spółkę z Łukaszem Borzęckim z Bimbeer, dzięki stypendium Urzędu Miasta dla studentów, za to samo stypendium Mariusz Olszak kupił pierwszą gitarę elektryczną!) Nauczyłam się, jak mikrofon włączyć, że nie wybuchnie i że się nie depcze po kablach. Przestałam bać się „techniki estradowej”, kiedy kupiłam do garażu zestaw Vermony – powermikser i kolumny 100W. (kolumny mam jeszcze w piwnicy!). Później był procesor efektowy, którego żaden akustyk nie chciał podłączać, a ja nauczyłam się śpiewać harmonię z delayem i nie wyobrażałam sobie inaczej! Wyprawa po efekt Digitech do Nasielska (Łukasz, Przemek) i druga – po footswitch do niego do siedziby Audiotechu w Łomiankach (Dominik i Przemek) to temat na film drogi! Kolejny etap to praca przy nagraniach, która otworzyła przede mną nowe możliwości. Bez patrzenia na ręce Dominikowi, realizatorowi naszych nagrań, nie miałabym tej świadomości, która dzisiaj jest moim narzędziem w zespole BeU.
Dzieki Metaxie mam kontakty, które trwają do dziś. Mimo wygaszenia działalności zespołu postanowiliśmy z Dominikiem, Przemkiem i dziewczynami stworzyć projekt coverowy Hats Cover Heads. W sumie zagraliśmy ze dwa koncerty, ale dużo czasu spędzaliśmy w studiu Dominika. Dużo później, w 2011 r., kiedy rozpoczęłam pracę nad własnymi utworami, to Przemek dopingował mnie, żeby sfinalizować je i stworzyć własny zespół, grać w nim tak, jak zawsze chcieliśmy. Tak powstało BeU, projekt realizowany “na poważnie” i trwa do dziś. Przemek gra w nim na perkusji, Ania i Agnieszka śpiewają, a zdarzyło się też, że Mariusz wskoczył na zastępstwo za gitarzystę na festiwalu, na którym graliśmy.
Podsumowując, Metaxa to był dla mnie bardzo ważny etap rozwoju. Trochę błądziliśmy we mgle i czasami szkoda straconych szans, złych decyzji, wysiłku włożonego tam, gdzie nie potrzeba. Teraz młodzi ludzie mają zupełnie inne możliwości, instrumenty są dostępne i nie kosztują fortuny, każdy może sobie nagrywać w domu, do sprzętu dołączone jest darmowe oprogramowanie, jest internet, Facebook, youtube, edukacja jest dostępna. My musieliśmy dużo się napracować, żeby sięgnąć po to wszystko. Ale może to jest najważniejsza wartość tego doświadczenia. Pracuję zawodowo z utalentowanymi dziećmi i młodzieżą i zawsze im powtarzam, że dla każdego artysty najważniejsza umiejętność to… umiejętność podnoszenia się z klęski. Sukcesy odnoszą tylko ci, którzy się nie zatrzymują, choćby po wielkim upadku.“
Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że Gordonowi też się podobało: “Kilka miechów temu dostałem od Uli i Czaty nasze numery, nagranie z LOKu, nagrania naszej płyty... i wgięło mnie, po prostu wgięło. Przypomniałem sobie cały ten klimat, zapach? …garażu. To wszytko czym co tydzień żyliśmy. To naprawdę były spoko numery. Tak właśnie pomyślałem po pierwszym i n-tym odsłuchaniu, a minęło około 15-18 lat od ich rejestracji. Jasne, że jeszcze wymagały podrasowania, ale to – METAXA, miała to coś. Robiliśmy numery zupełnie odbiegające od ówczesnego lubartowskiego nurtu, z całym szacunkiem, rzecz jasna. Mogę śmiało powiedzieć, że to był mój najbardziej świadomy okres twórczy po czasie w którym grałem na gitarze klasycznej. ..a może nawet na równi.”
Nic dodać, nic ująć. Może tylko tyle, że ludzie zamieszani w Metaxę dalej grają. Tak jak Ula wspomniała: ona i Przemek tworzą aktualnie zespół BeU i wydali już 2 płyty. Ja (czyli Czata) gram w Bimbrze, Gordon tworzy Syndrom Beczki.
Poniżej znajdziecie dwie playlisty z nagraniami jakie Metaxa popełniła, a także fragment video z koncertu WOŚP z 2005 roku.
Kliknijcie znaczek: żeby zobaczyć wszystkie piosenki.