Dill Moon

Od razu, od początku wpisu namawiam, żebyście do czytania odpalili sobie muzykę DILL MOONA. Chociażby koncert z Lubartowskiego Ośrodka Kultury pod tekstem. Dlaczego? Po to, żeby od razu zrozumieć z jaką muzyką mamy do czynienia. Bez tego trudniej (moim zdaniem) docenić będzie oryginalność tej kapeli, a wydaje mi się, że przede wszystkim taka ona była: oryginalna. Włączyliście? No to możemy ruszać z opowieścią.

Rok 2005. Sytuacja z miejscem do próbowania dla zespołów jest w mieście, mówiąc krótko słaba. Piwnica pod Biblioteką już nie istnieje. Działające wtedy kapele rozpierzchły się po mieście do garaży, piwnic, a nawet jak to w przypadku Profundis – do lochów. Alternatywy do tej pory (!) nie ma. Początkujące składy miały chyba trochę pod górkę. Część zdeterminowanych młodych muzyków (jak Metro, albo Whatever) zaczynało w szkołach. W Lubartowskim Ośrodku Kultury można było grać, ale niestety na scenie w sali widowiskowej przy ul. Cichej. Scenę tę możecie zobaczyć w video pod tym tekstem. Mimo, że miejsce było to jednak scena bez wytłumienia, z wysokim sufitem nie jest najlepszym miejscem na próbę kapeli. Nie przeszkadza to jednak takim kapelom jak Freedom, DSB, Way Out rozpoczynać przygody z graniem właśnie na scenie LOK. Tak też wydarzyło się w przypadku DILL MOON. Mateusz Rusek, perkusista i jeden z założycieli zespołu tak to wspomina: “Dominik studiował na Akademii Muzycznej w Katowicach, ja zacząłem gdzieś tam sobie grać na perkusji w jakimś garażu. Stary Polmuz z zaklejonym naciągiem. Tak dla siebie bębniłem. Któregoś dnia Dominik zaproponował mi wspólne granie. Jesteśmy rodziną, więc nie musieliśmy się szukać za bardzo. Zbyszek Skrzypek pozwolił nam grać na scenie w LOKu, ale mieliśmy tylko godzinę raz w tygodniu, bodajże po próbie Lubartowiaków. Oprócz nas dwóch do składu dołączyli Marcin Wronisz na gitarze, Rafał Cieszko na drugą gitarę, Czarek Sidor na bas i Jacek Luniak na klawiszach, znaliśmy się z LOKu chyba. Jacek pochodzi z muzycznej rodziny. Do tej pory gra w zespole Selavi. Przez chwilę, przed Czarkiem grał z nami na basie Marcin Wronowski, ale skupił się na sporcie. Musiał zdecydować się na coś, dlatego jest teraz mistrzem Taekwondo. 🙂  ”

Przedstawmy bohaterów tekstu jak należy. Mateusz Rusek – perkusja i Dominik Pytka – wokal, klawisze. To kuzyni i jednocześnie rodzina z Piotrkiem Pytonem Pytką. Znanym ze Schedy Po Dziadku, Macheezmo, Freedom i jeszcze kilku innych składów. Marcin Wronisz, gitara to jednocześnie wokalista Dwudziestu Siedmiu Bezimiennych i Freedom, a Czarek Sidor grał na basie także w Metaxie i Soundproof. Mamy 5 osob w kapeli, ale jak się niebawem przekonacie nie jest to ostatnie słowo w tym temacie, bo DILL MOON oprócz rozbudowanych utworów lubił czasem zagrać w rozbudowanym składzie.

Godzina raz w tygodniu to dla zespołu zdecydowanie za mało. Szczególnie, że połowa czasu mijała prawdopodobnie na rozkładaniu/składaniu sprzętu. Mateusz: “To był wrzesień bodajże jak zaczęliśmy grać w LOKu. Jednak brakowało nam swobody, no i czasu mieliśmy na próbę mało. Pamiętam, że Zbyszek Skrzypek podpowiadał nam różne rzeczy. Przez znajomych poznaliśmy Marka Kuśmirka, który grał wtedy w kapeli Maestrock. Marcin Wronisz skupił się na śpiewaniu w swoich macierzystych kapelach, więc Marek wskoczył na drugą gitarę do nas. Okazało się także, że ma on pusty garaż przy cmentarzu. Zrobiliśmy tam porządek, wytłaczanki na ściany, jakieś kanapy i z graniem przenieśliśmy się do garażu. Mogliśmy grać 3 razy w tygodniu. Wtedy tak naprawdę ruszyliśmy.” Mamy tu do czynienia z kolejnym, nomen omen, lubartowskim garażem okupowanym przez kapele. Chłopaki praktycznie przez tylną ścianę sąsiadowali z garażem zespołów Bimbeer i El Chupacabra. Lata później w tym samym ciągu wynajął sobie jeden z nich Ozzy – raper z Lubartowa. Sami widzicie, że garaże przy cmentarzu widziały i słyszały całkiem sporo lubartowskiej muzyki. 🙂 W próbach nie przeszkadzały brak ogrzewania w zimie, sauna w lecie i wiecznie psujące się instalacje elektryczne. 🙂 Chłopaki z DILL MOONA zadomowili się w nowym miejscu i ruszyli z tworzeniem materiału.

Ciągle słuchacie koncertu DILL MOON spod tekstu? Bardzo dobrze, bo teraz trochę skupimy się na dźwiękach. Na swoje własne potrzeby, przy okazji muzyki DL ukułem sobie nazwę rock epicki. To oczywiście duże uproszczenie, ale słowo “epicki” od razu przychodzi mi na myśl, kiedy słucham tych utworów. Zaczęli z wysokiego C, ambitnie, prog rockowo. Tworzyli utwory po 7, 9 minut, w które umiejętnie wplatali najróżniejsze cytaty muzyczne. Przypomnę, że w składzie mieli 2 klawisze, co już samo w sobie jest nie lada przedsięwzięciem, bo przecież jakoś trzeba te instrumenty zaaranżować tak, żeby nie grały tego samego. Mateusz: “Całą muzykę komponował Dominik. Miał i nadal ma do tego talent i potrzebował wylać z siebie swoją twórczość. Dwa klawisze były w składzie przede wszystkim dlatego, że to podstawowy instrument Dominika. Nie grał on na nich przez cały czas, był także wokalistą. Komponował na klawiszu, a potem na próbach reszta kapeli dokładała coś od siebie. Chociaż bywało i tak, że Dominik miał zrobione także inne partie. Jeśli chodzi o teksty to mieliśmy je od Konrada Golucha. Napisał ich sporo, mieliśmy je u siebie i wybieraliśmy po prostu te, które pasowały do muzyki. Od początku działalności muzyka miała być skomplikowana, rozbudowana, inna.” To słychać. Chłopakom nie brakowało zaangażowania i serca do tworzenia.

Pierwszy raz DILL MOON widziałem na żywo chyba na Rock Alert Festiwalu we wrześniu 2006 roku w Amfiteatrze. Słyszałem, że jakaś nowa kapela ćwiczy przy cmentarzu, ale nie znałem ich bliżej. Na tym koncercie panowie z DL postanowili pokazać się w pełnej krasie i zagrali w… 9 osobowym składzie. Na koncert bowiem Dominikowi udało się ściągnąć znajomych trębaczy, którzy stworzyli 3 osobową sekcję dętą. Znowu epicko i monumentalnie. Nie wiem, czy był to pierwszy koncert kapeli w ogóle, ale zdecydowanie zapadli od tej pory w pamięć lokalnych miłośników gitarowego grania. Jak sam Mateusz mi powiedział DILL MOON nie zaliczył raczej wyjazdowych koncertów. Dopiero zaczynali, więc koncertowali w Lubartowie i okolicach. Pojawili się na Finale WOŚP w Szafie w styczniu 2007 roku, na RAFie we wrześniu 2007 roku, gdzie zdobyli nagrodę, no i na kilku imprezach w LOKu. Między innymi na dużym koncercie w marcu 2007, którego ciągle słuchacie, prawda? 🙂 Inne materiały video z tej imprezy znajdziecie we wpisach o Whatever, Freedom, czy Bimbeer.

Zespół szczególnie przypadł do gustu ludziom związanym z Klubem Fantastyki “Zielony Smok”, działającym w LOKu. No i te dwa puzzle wg mnie do siebie pasują. Sesja RPG z muzyką DILL MOON w tle, szczególnie z instrumentalnymi utworami? Jestem sobie w stanie to wyobrazić. “Zielony Smok” w tamtych czasach działał bardzo prężnie. Zdobywał pieniądze z UE na swoje imprezy. Organizowali ogólnopolskie konwenty fantastyki, a także od czasu do czasu koncerty, na które zapraszali między innymi DILL MOON. Bywało także, że swoje występy okraszali wspólnie DILL MOON i Antares, czyli grupa fireshow.

Chyba ciut za szybko poleciałem w tej historii, bo w międzyczasie w zespole pojawiły się zmiany w składzie. Mateusz: “Pamiętam, że Czarek Sidor opuszczał zespół i wracał. Chyba zawsze wolał lżejsze klimaty, ale grał z nami. Na gitarze Rafała Cieszko zastąpił w pewnym momencie Kamil Kędziora.” Na video z 2007 roku widać już skład z Kamilem na gitarze. Zachęcam do otwarcia galerii.

Wydawałoby się, że zespół w końcu się ustabilizował. Życie pisze jednak swoje scenariusze. Mateusz: “W garażu próbowaliśmy przez około dwa lata. W końcu Marek powiedział, że musimy się wynieść, bo jego ojciec coś z tym garażem chciał zrobić. Zaczęliśmy chodzić po urzędach i instytucjach w poszukiwaniu jakiegoś pomieszczenia na próby. Wszyscy oczywiście nas olewali. Moim sąsiadem był śp. dr Woliński. Poszedłem zapytać, czy by nam nie pomógł. Był radnym itd. Kazał nam przyjść następnego dnia do Starostwa. Poszliśmy do człowieka, który zajmował się niezagospodarowanymi nieruchomościami Starostwa. Okazało się, że są puste garaże, pomieszczenia w Sanepidzie. Kiedyś było tam pogotowie. Przez były garaż wchodziło się do salki, którą dostaliśmy. Nie było bezpośrednich drzwi, stan był opłakany, stało to przez wiele lat nieogrzewane, nieużywane. Nam jednak pasowało. 🙂 Od razu mieliśmy wizje jak to wyremontujemy. Pamiętam, że płaciliśmy 100 zł miesięcznie za większy metraż niż przy cmentarzu. Zaczęliśmy remont na poważnie, łącznie z burzeniem ścian, stawianiem nowych i wykuciem bezpośrednich drzwi na zewnątrz. Zrobiliśmy ogrzewanie, zamurowaliśmy okno, stworzyliśmy reżyserkę, a nawet kibel. Podłogę zrobiliśmy nową na stelażu z włazem do piwnicy. Wszystko co mieliśmy pakowaliśmy w remont tej salki. W owym czasie Czarek ostatecznie zrezygnował i na bas przyszedł Wojtek Zalewski, grający oprócz tego w Profundis.” Salka istnieje do dnia dzisiejszego, mimo że grają tam już zupełnie inne zespoły. Mateusz po latach wrócił na stare śmieci i próbuje tam razem z zespołem Samaya.

A co z nagraniami? Przecież, żeby dostać się na RAF DILL MOON musiał wysłać do organizatorów jakieś demo. Niestety nie ma ich zbyt wielu. Oprócz 40 minutowego koncertu, którego zapewne jeszcze słuchacie, 😉 zespół nagrał dwa utwory w studiu Groove Dominika Samborskiego z El Chupacabry. Póki co nie mam tych nagrań, ale może chłopaki wyciągną kiedyś z czeluści stare komputery i będzie okazja wrzucić je na youtube. Materiały, które widzicie w artykule zbierałem trochę czasu. Video nagrał, zmontował i przekazał mi Łukasz Wągrodny. Zdjęcia z RAFów mam od Kamila Liska. Dzięki panowie!

Ciężko określić w czasie kiedy nazwa DILL MOON przestała funkcjonować. Było to związane z kolejnymi zmianami w składzie. Tym razem naprawdę poważnymi. Zmieniła się także muzyka, którą panowie tworzyli. Ale o tym przeczytacie już niedługo we wpisie o zespole MEM. DILL MOON, sami już możecie to przyznać, był tworem bardzo autorskim. Panowie nie szli na żadne kompromisy jeśli chodzi o twórczość. Niestraszne im były 9 minutowe utwory, z góry skazane przecież na to, że w radiu nie zaistnieją. Był to zespół zdecydowanie mocny i charakterystyczny. Na koniec jeszcze raz zapraszam do obejrzenia filmu i zdjęć w galerii.