Metro

Spotkałem się z chłopakami z Metra w pięknych okolicznościach przyrody u basisty Michała Kaczora. Było ognisko, indiańskie tipi, a nawet sauna. Na miejscu okazało się, że panowie spotkali się w pełnym składzie pierwszy raz od kilkunastu lat. Widać, że poważnie podeszli do tematu opisania ich kapeli na blogu. 😉 A tak serio to chyba liczyli na wspominki przy ognisku i piwie. No i raczej się nie zawiedli. Podczas rozmów odniosłem wrażenie, że bardzo byli zadowoleni, że udało się poimprezować i powspominać. Rozmowę nagrywałem i po jej spisaniu stwierdziłem, że wrzucę ją taką jaka była. Bez jakiegoś specjalnego opracowywania. Uczestniczyli w niej wszyscy i właściwie gadali ze sobą bardziej niż ze mną. Ja tylko starałem się podrzucać tematy od czasu do czasu. Fotki w tekście mam od Bartka Budzyńskiego. Lecimy z rozmową, wywiadem… jakkolwiek to nazwiecie.

Jak, kto, kiedy i dlaczego.
(Kuba Ciołecki): Na wycieczce w Bieszczadach w pierwszej klasie LO dowiedziałem się, bo pojechało tam kilka różnych klas, że Bartek Jabłoński gra na trąbce.

No właśnie, ta trąbka.
(KC): To było clou tak naprawdę.
(
Bartek Jabłoński): Sam o tym nie wiedziałem. 🙂
(
KC): I siedzieliśmy sobie w czołgu T34 w Sanoku. I tam tak naprawdę stwierdziliśmy, że jak wrócimy do Lubartowa to może uda nam się coś zagrać. Minęły wakacje i poszliśmy do pani dyrektor naszej szkoły, czyli II LO im. Piotra Firleja, Krystyny Mazurek. To był początek 2 klasy. Z propozycją, że może byśmy coś pograli w szkole i żeby pani dyrektor kupiła nam sprzęt.

A który to był rok?
(KC): 2003.
(
Bartek Budzyński): Myśmy jechali po ten sprzęt pamiętam do Lublina na Cyruliczą.
(
Michał Kaczor): po Piłeja. 🙂
(
KC): Ja taki przestraszony zacząłem coś mówić, że my jako uczniowie chcemy zespół założyć, a pani nasza dyrektor powiedziała coś w tylu: właśnie na kogoś takiego jak wy czekałam i stwierdziła, że oczywiście kupi nam sprzęt, ale musimy jej grać szkolne imprezy… robić czarną robotę, czyli jasełka, apele.
(
BJ): I wtedy zaczęły się próby w harcówce.
(
KC): I tak się stało właśnie, że kupiła nam ten sprzęt, czyli dwie kolumny LDM i powermikser. My mieliśmy jakieś kiepskie wzmacniacze, do których podłączaliśmy gitarę i bas naraz, bo basowego wzmacniacza nie mieliśmy. I tak zaczęliśmy coś rzępolić. Potem do zespołu dołączył kolejno chyba Kamil Szewczyk (perkusja).
(
BJ): Nie no Burbon był (Paweł Urban), bo grał w szkole muzycznej tak jak ja.
(
KC): Ale wydaje mi się, że Kamil był pierwszy i się nieźle wpasował bo lubił zupełnie inne klimaty muzyczne. Pamiętam, że chyba Anathemy słuchałeś?
(
Kamil Szewczyk): Tak, Anathemy, Matallicy, Acid Drinkers. Metalu generalnie słuchałem. Długie włosy, te sprawy.
(
KC): I Kamil wchodzi do zespołu gdzie my taki sofcik jedziemy.
(
BJ): Byliśmy odrębnymi indywidualnościami, każdy trochę z innej bajki. Każdy miał swój zasób płyt, które lubił i grał w zespole coś swojego.
(
KC): Dlatego mamy mało kawałków, ale każdy jest inny. 🙂 Potem dołączył Bartek Budzyński (gitara), a Michał Kaczor (bas) chyba był ostatni.
(
MK): Tak, szukaliście basisty.
(
KC): Organizacja trwała miesiąc, dwa od momentu kiedy poszliśmy do pani dyrektor do pierwszej próby.
(
BB): Chociaż myśmy już wcześniej grali ze sobą parę razy. To nie było tak, że kupiła nam sprzęt i od tego momentu zaczęliśmy grać. Coś tam już próbowaliśmy.
(
KC): Michał dołączył ostatni. Pamiętam, że przyszedł, a nie znaliśmy się wtedy. Był młodszy od nas. Był w pierwszej klasie.
(
MK): No, byłem szczylem. 🙂
(
KC): Dokładnie. No ale tak naprawdę selekcja do zespołu polegała na tym, że grał kto chciał i cokolwiek potrafił. Zupełnie totalnie amatorsko.
(
MK): Dołączyłem do kapeli nie mając gitary basowej. Pożyczałem sobie od takiego Krzyśka.
(
KC): A ja z kolei przez cały okres grania w tym zespole nie miałem swojej gitary, tylko pożyczałem od Kamila.
(
KS): a ja z kolei pożyczyłem ją od kolegi, ona nie była moja. 🙂

Ale ty miałeś trąbkę? 🙂
(BJ): Miałem miałem. 🙂
(KC): Mieliśmy harcówkę. Harcówka to była część sali do religii.
(
BB): Krata była taka zrobiona i my za tą kratą graliśmy.
(
KC): Nie było to jakoś super wytłumione, ale jakoś sobie radziliśmy.
(
BJ): I zawsze nas szatniarki ganiały za puszki i butelki wystawione za oknem. Pchaliśmy je za taką kratkę w oknie, aż się szatniarki zorientowały, że tam jest stos butelek i puszek. 🙂 Dyrektorka zwróciła nam uwagę, żebyśmy trochę przystopowali. Nie z graniem, tylko z uzupełnianiem płynów. 🙂

A jak wyglądały próby w szkole? Mieliście dostęp do sali o każdej porze?
(BJ): Po zajęciach mogliśmy grać. Mieliśmy dodatkowy klucz.
(
KC): Tak, nie mogła się wtedy odbywać żadna lekcja religii. Spotykaliśmy się po lekcjach. Nikt nas nie gonił, żeby stamtąd szybko uciekać, ale Kamil musiał zdążyć na autobus do Ostrówka.
(
KS): Tak, ja musiałem zdążyć na ostatni PKS. 🙂
(
BJ): Ja właśnie te próby w harcówce wspominam najlepiej, bo tam dochodziło do stworzenia naszych utworów.
(
KC): W sumie przez drugą klasę graliśmy w miarę systematycznie. Dość intensywnie. W trzeciej klasie już każdy z nas miał z tyłu głowy maturę. Nikt nie podchodził do tego zespołu w ten sposób, że po maturze to będzie istniało, więc w trzeciej klasie liceum każdy już miał jakieś plany, że studia itd. I generalnie w trzeciej klasie luzowaliśmy z tematem. Myślę, że przez taki mocny rok graliśmy w miarę systematycznie. Można powiedzieć więc, że byliśmy elitarnym zespołem bo graliśmy krótko i mało. 🙂
(
BB): Fajne było też to że my z tym graniem wyszliśmy za zewnątrz, poza granie w szkole. Żeby ktoś to zobaczył. Jeżeli dało radę żeby zagrać koncert na zewnątrz no to myśmy chętnie grali. W LOKu, MDKu czy pamiętny koncert w Ostrówku, ale do niego jeszcze wrócimy. Legendarny koncert w remizie.
(
MK): Wtedy był jeszcze Paweł Pasikowski, nauczyciel od muzyki, który się nami opiekował.
(
BB): Jak tu jechałem dzisiaj to sobie też myślałem o tym co myśmy grali w zasadzie. No bo była ta wspomniana trąbka i to była jakaś innowacja i na tym bazowaliśmy. Ja byłem zajebiście podjarany, że w składzie mamy trąbkę i że musimy to wszystko wpleść i ustalić co my chcemy grać. Pamiętam, że byliśmy zajarani, na pewno ja i Kuba, tym śląskim brit popem: Myslovitz, Lenny Valentino, Mietall Waluś, Negatyw. Takie granie nam bardzo pasowało i chcieliśmy w tę stronę iść. Do tej pory takie płyty jak „Miłość w czasach popkultury”, czy „Korova milky bar” hołubię i uwielbiam. To była taka baza dla nas. Ja i Kuba mamy takie osobowości raczej ekspansywne i staraliśmy się nasze granie podciągnąć w tę muzyczną stronę. Pamiętam, że graliśmy kovery. Graliśmy „Sprzedawców marzeń” Myslovitz i solo, które tam jest grane na gitarze poprosiłem Jabola żeby zagrał na trąbce. Takie rzeczy robiliśmy i to naprawdę było fajne 🙂 Trochę reggae było w tym wszystkim. Staraliśmy się wymyślać sporo sami, ale też kopiowaliśmy.
(
KC): Oprócz Pawła Urbana i Bartka Jabłońskiego, którzy grali w szkole muzycznej wszyscy byliśmy totalnymi amatorami, bez warsztatu, więc takie mieliśmy możliwości i umiejętności. Na pewno chcieliśmy podejść ambitnie do tej muzyki, bo prywatnie słuchaliśmy dobrej muzyki. Natomiast wychodziło z naszego grania to co wychodziło. 🙂 Brzmienie było jakie było. Mieliśmy sprzęt z niższej półki. Chcieliśmy brzmieć jak Radiohead, ale się nie dało. 🙂 Nie te pieniądze, nie ten budżet. 🙂 Nie wiem, czy się zgodzicie ze mną, ale wyróżniało nas wtedy z tej sceny lubartowskiej to, że graliśmy bardzo lekko. To był taki moment kiedy w Lubartowie grało się post punkowo, nawet metalowo. Zespół to była świetna przygoda i mimo tego, że wielu rzeczy nie pamiętam ze swojego życia to granie w kapeli pamiętam. Dla młodych ludzi wyjście na scenę to były emocje i duże wydarzenie.
(MK): Zbyt wielu koncertów jednak nie mieliśmy. W sumie 3, 4 koncerty zagraliśmy. W LOKu, MDKu, harcówce i Ostrówku na WOŚP.
(
KC): Nie zagraliśmy dużo, ale chyba funkcjonowaliśmy na mieście. Mówiło się o nas „ta kapela z trąbką”. Że jest taka kapela, nikt nie potrafi powiedzieć jak się nazywa, ale w składzie ma trąbkę.
(
BJ): Bo do końca sami nie wiedzieliśmy jak się mamy nazywać. Ze dwa dni przed koncertem się nazwaliśmy.
(
KC): Grucha nas nazwał przed koncertem w LOKu.

A to był wasz pierwszy koncert?
(BB): Nie, pierwszy był MDK. Wtedy graliśmy po raz pierwszy. Kovery Negatywu i Myslovitz oczywiście też.
(
MK): Ja tam nie grałem. 🙂

A kto śpiewał?
(BB): We dwóch, ja i Kuba.
(
MK): A był wtedy basista?
(
KC): Graliśmy bez basu.
(
BB): Dwie gitary, klawisz, trąbka, perkusja.
(
MK): Dla mnie pierwszy koncert był w LOKu i Sanchez zagrał na gitarze basowej w jednym utworze.
(
BB): Mi się też podobało, że Kamil jako jeden z niewielu perkusistów grał równo. 🙂
(
KC): Grzesiek Siwiec nas wciągnął na ten koncert w LOKu i pokazywał Kamilowi jakie ma przejścia robić. Synkopa itd. 🙂
(
BB): Zdarzało się, że przychodzili do nas ludzie po koncercie i pytali o Myslovitz, bo to granie było mało popularne w Lubartowie wtedy. Mi po latach udało się nawet być na próbie Myslovitz i było to dla mnie świetne. Stąd była główna inspiracja. Jak patrzyłem na Kubę grającego na gitarze to ja widziałem Artura Rojka lubartowskiego. 🙂 Nawet się trochę ubieraliśmy tak jak oni. Marynarki z lat 70-tych po dziadku. Fajnie, że to granie spotkało się z jakimś odzewem i ktoś o tym pamięta. To, że się dzisiaj spotkaliśmy to znak, że było fajnie.

Mówiliście, że graliście szkolne imprezy. Co graliście np. na jasełkach?
(KC): “Lulajże Jezuniu”. :). Patriotyczne pieśni na apelach. Tego typu rzeczy. 🙂
(MK): W zależności od okresu. 🙂
(
BB): Pamiętam, że taka była tradycja, że każdy zespół w Lubartowie grał Pasażera Iggy’iego Popa. Ja wtedy tylko śpiewałem, więc Kubę ręce bolały od tych chwytów barowych i stał i się pocił a ja się darłem.

A była w tym Pasażerze trąbka?
(BJ): Była. Grałem ten główny motyw. Generalnie wplatałem w kawałki jedną wielką improwizację i często zmieniałem w trakcie koncertu. Grałem co mi przychodziło do głowy. Niektóre melodie zostawały w utworach i od nich improwizowałem sola. Na koncercie wychodziła całkiem nowa muzyka.
(
BB): Tak jak Kuba wspomniał jedynymi którzy mieli pojęcie o muzyce był Burbon i Jabol.
(
BJ): Burbon się bardziej przykładał w szkole muzycznej. Ja często uciekałem z lekcji grać w piłkę nożną. 🙂
(
KC): Mi się wydaje, że Paweł był najrzadziej na próbach bo znał się na tym i nie chciał nas słuchać.
(
BJ): Bo wszystko już wiedział, 🙂 Na zasadzie: wy sobie grajcie a ja dogram. 🙂
(
MK): Jak Paweł grał np. „Świerszcza” to grał takie pady rękami i się nudził. 🙂
(
BJ): O ten nasz „Świerszcz”. To był nasz najlepszy numer moim skromnym zdaniem. Tytuł powstał od tego jak się zaczynał.
(
KC): Na klawiszu był taki efekt, coś jak cykada. Od tego zaczęliśmy kawałek.
(
Paweł Urban): I trzy akordy i powstał hit. d-mol, B-dur i C-dur pamiętam do tej pory. 🙂
(
KC): Mi się jeszcze podobał numer: „Melodia” praktycznie cały na jednym akorcie e-moll. Pierwszy utwór na tym filmie z koncertu w LOKu. Cały numer na takim wykręconym dziwnym akordzie e-moll. Taki Radioheadowy. 🙂

Na video z LOKu widać, że dużo graliście instrumentalnie i trąbka właściwie robiła za wokal.
(KC): No tak.
(
BJ): W większości utworów tak było.
(
MK): Kuba napisał tekst „Kobiety” jakoś na chwilę przed tym koncertem.
(
BB): A ten numer to myśmy zrobili w ogóle na riffie z „Purple Haze” Hendrixa. To były te same akordy. Ja się zawsze Hendrixem jarałem i stwierdziłem, że zrobimy coś takiego.
(
KC): Zupełnie z czapy. Ale się grało różne rzeczy. 🙂
(
PU): W szkole też byliśmy nowością. Bo z tego co pamiętam to w II LO nie było wtedy zespołów tak naprawdę.

Mi się wydaje, że granie w szkołach w Lubartowie to już po 2000 roku. Wcześniej raczej nie było szkolnych zespołów.
(PU): No właśnie też tak sobie przypominam, że nawet jak my byliśmy w pierwszej klasie to wśród starszych uczniów nie było kapel. Nie przypominam sobie żeby ktoś coś grał.

A oprócz was ktoś jeszcze grał w szkole wtedy?
(BB): Tak. Chłopaki z Way Out grali w szkole, ale wtedy nazywali się Detox.
(
KC): Grali tak typowo punkowo.
(
BB): Generalnie było fajnie chłopaki. Ja bym coś jeszcze kiedyś pograł. 🙂 Ja te numery cały czas pamiętam.

Nagrywaliście coś? Podobno u Dominika Samborskiego coś się działo?
(MK): Tak była taka akcja, ale to nie doszło do finalizacji. Bo wyszło słabo i z tej racji nie było miksów.
(
BB): Nagrywał nasz koncert w MDKu.
(
MK): Na sesji w studiu w Łucce też nagrywaliśmy „Świerszcza”, ale na ślady, więc nie było tej energii i nie wychodziło tak jak na żywo.

Opowiedzcie o tym słynnym koncercie w Ostrówku, który zapowiadaliście chwilę temu.
(BJ): Była pamiętna akcja, że tata Kamila wchodzi i mówi: wasz trębacz dobrze radzi sobie także na sedesie. 🙂
(
BB): Od początku 🙂 Pojechaliśmy na koncert do Ostrówka. Kamil nasz pałker to zorganizował. W remizie w Ostrówku był koncert w ramach finału WOŚP. Dobra, gramy. Jabol mówi: nie piję więcej bo mi się po 6 piwach język plącze. Miał 6 w siatce i siatka była pusta jak zaczynaliśmy grać. Zagraliśmy koncert jako tako, ludzie się bawili, podłoga podskakiwała. Było dużo ludzi, było zabawowo.
(
KC): I Kamilowi perkusja odjeżdżała.
(
KS): Bo nie było dywanu. 🙂
(
BB): Druga historia była naprawdę gruba, ale to może Michał opowie bo był głównym bohaterem.
(
MK): To może opowiedzmy z kilku perspektyw.
(
BB): To moja wersja jest taka, że po koncercie była dyskoteka. Michał został w remizie, a myśmy poszli odnieść sprzęt. Wracamy i dostajemy sms, że jest jakaś zadyma. Michał tańczył z jakąś dziewczyną i zaczepił go jakiś koleś.
(
MK): To było tak, że on do mnie podszedł, walnął mnie i spadły mi okulary. Połamały się.
(
KC): Po prostu tańczył z niewłaściwą dziewczyną. Może tamten do niej podbijał.
(
MK): Ale ja tylko tańczyłem. Normalny taniec bez żadnych podtekstów. No i walnął mi, okulary spadły i ktoś je nadepnął, bo było dużo ludzi. Podniosłem okulary, wróciłem do gościa i od słowa do słowa wywiązała się bójka. Pamiętam, że potem organizatorka do nas podeszła i mówi, żebyśmy uciekali, bo będzie ostro, bo tamtego wszyscy tu znają. Wyszedł na nas jakiś inny typ z nożem w ogóle i ta dziewczyna, która organizowała koncert załatwiła samochód, poloneza. Przebrała mnie w jakąś kurtkę i czapkę. Udawaliśmy parę i prześlizgnęliśmy się do auta. Wszystkie graty, które jeszcze zostały wpakowaliśmy także do środka i pojechaliśmy do Kamila.
(
KC): Także cała wieś się na nas szykowała wtedy.
(
BB): O innych rzeczach z przyzwoitości nie powiemy, ale koncert się udał. 🙂
(
KC): Bylibyśmy na tej dyskotece pewnie do rana, ale trzeba było uciekać niestety. 🙂
(
MK): Sanchez z nami też grał w jednym utworze. Na basie. Nauczyłem go riffu i grał. Ja grałem na gitarze akustycznej. 🙂

Gracie dalej? Macie kontakt z muzyką?
(KC): Dwóch kolegów aktualnie gra nadal i utrzymuje się z muzyki. Może nie teraz bo pandemia, ale grają. Niby zespół amatorski, ale dwie osoby zostały w muzyce, więc średnia duża. Paweł jest nauczycielem muzyki w szkole.
(
MK): Ja cały czas partyzancko i oddolnie, bez szkoły muzycznej jeździłem po świecie i się uczyłem. Wszystko na własną rękę. Nie było sponsorów, miałem pod górkę. Starałem się sam kształcić z miłości do muzyki.
(
BB): Ja grałem potem w kapeli Livin Fayah reggae i w lubelskim punkowym Przeciwie. Także ta gitara u mnie ciągle jest. Teraz za bas się wziąłem. Dużo gram na basie i ćwiczę. Przez cały czas nie mogę się tego grania pozbyć. 🙂
(
KC): Super było to, że można było przyjść na próbę i po prostu spotkać się. To wpłynęło na mnie na pewno. Ukształtowało mnie. Chodziło się na koncerty, znało się ludzi z tego środowiska. Od strony towarzyskiej było bardzo fajnie.

A w jaki sposób tworzyliście kawałki? Bo są różne metody.
(BB): Mieliśmy zawsze wszystko przegadane.
(
KC): Wydaje mi się, że miałem łeb do melodii. Nie gram za dobrze na gitarze, ale wpadały mi do głowy melodie. Wychodziło to w ten sposób, że przynosiłem na próbę jakiś pomysł i jeśli chłopakom się to podobało to dorabiali swoje partie. Najpierw był mój temat, potem bas, potem perkusja żeby sekcja była. Na końcu była trąbka bo to solowy instrument. Jakoś tak to wyglądało.

A teksty?
(KC): Też ja. 🙂
(
BB): Wspólnie pracowaliśmy nad wszystkim. Jakoś się potrafiliśmy dogadać.
(
BJ): Spin nie było raczej.
(
KC): Nie byłem zbyt dobrym gitarzystą, nie znam technik, tapingów itd., ale nie było nam to potrzebne. Siedziałem sobie często przed zaśnięciem z gitarą i wymyślałem melodie.
(
BB): Nie zwracaliśmy też uwagi na sprzęt jak komponowaliśmy utwory. Nieważne było jak brzmi piec czy totalnie cyfrowy efekt gitarowy ZOOM, który mieliśmy.
(
KC): A pamiętacie jak przyszedł Grzesiek Siwiec do nas na próbę i uderzył parę razy w perkusję i zaczął ją stroić? A myśmy byli w szoku, że perkusję się stroi. 🙂 Ale szczerze powiedziawszy po nastrojeniu dla mnie grała tak samo. 🙂
(
MK): Po paru latach po zakończeniu działalności zrobiliśmy jeszcze jedną akcję. Już mniej muzyczną, ale opowiem. Ślub naszego trębacza, Bartka Jabłońskiego przypadał w tym samym dniu co koncert zespołu Weekend na Dniach Lubartowa (2013r.). A z racji tego, że nie bardzo lubimy disco polo to przygotowaliśmy taką akcję, że weszliśmy na górę sklepu Jubilat i zrobiliśmy wielką płachtę z prześcieradła, na której było napisane: Burmistrzowi gratulujemy weekendu. Spuściliśmy to w momencie koncertu Weekendu. Żebyśmy mieli alibi, to po ślubie kościelnym Bartka szybko podjechaliśmy autem pod sklep. Wbiliśmy się na górę, spuściliśmy prześcieradło i szybko wróciliśmy na imprezę na wesele. Są nagrania, bo wysłałem anonimową wiadomość do lubartów24 o akcji i rzeczywiście nagrali to. Wisiało to z godzinę lub dwie.
(
BB): Panowie, ja myślę że na koniec warto powiedzieć jaką w ogóle muzykę teraz lubimy.
(
KS): To ja zacznę bo stracę wątek. W młodym wieku, kiedy mieszkałem z rodzicami bałem się, że jak dorosnę to przestanę słuchać muzyki. Tylko Sylwester z Dwójką albo takie sprawy. Ale o dziwo metal został w moim życiu. Bardzo lubię i cenię Nocnego Kochanka. Chociaż taneczne kawałki też niektóre lubię.
(
KC): Ja zawsze słuchałem takiej muzyki, której nie byłem w stanie zagrać. 🙂 Tak bardzo mi się klimaty nie zmieniły. Patha Mathenego słucham dużo i nie potrafię tak grać. 🙂 Jazzu słucham. Kiedyś chciałem nawet żeby dyrektorka kupiła nam miotełki do perkusji bo chciałem zrobić taki numer zupełnie lekki. Kupiła je, ale nie używaliśmy ich. 🙂

Ale jak mieliście perkusistę metalowca to na co mu miotełki 🙂
(KS): Jak mieliście perkusistę, który był zdziwiony, że perkusję się stroi… 🙂
(
KC): Ja wiedziałem, że w tej muzyce co ja jej słucham to perkusiści grają miotełkami, ale nie wiedzieliśmy jak. 🙂 Sporo słucham jazzu i rocka progresywnego.
(
MK): Ja jestem fanem wszelakich brzmień naturalnych, etnicznych z różnych części świata i stworzyłem projekt Muzyczne Podróże. Z racji tego poszukuję podobnych brzmień, Słucham sporo etno jazzu, czyli połączenie jazzu z instrumentami etnicznymi. Uczyłem się gry na różnych takich instrumentach i to mnie najbardziej jara. Podróżowałem też sporo po świecie i w różnych miejscach uczyłem się grać. Robiłem m.in. ścieżkę dźwiękową do gry Gothic. Parę fajnych rzeczy udało mi się zrobić muzycznie.
(
KC): Któregoś dnia jem sobie jajecznicę rano, a tu w TVNie Kinga Rusin przeprowadza wywiad z Michałem. 🙂
(
BJ): Ja z kolei ostatnio znalazłem parę koncertów, na których połączono orkiestrę symfoniczną z rapem. Miuosh zagrał koncert z orkiestrą w katowickim Spodku i z gośćmi. Poza tym to co mi gra to elektroniczne klimaty, np. Lorn. Połączenie elektroniki z instrumentami dętymi. I tak do mnie wracają te wspomnienia z grania w zespole. Nawet niedawno puściłem rodzinie na imprezie to nagranie z LOKu i każdy był w szoku, że grałem w kapeli. 🙂
(
KS): A ja jak puściłem małżonce to nagranie to stwierdziła, że ja tam nie grałem, bo mnie nie widać zza perkusji. 🙂
(
BJ): Dodatkowo u mnie jeszcze blues czy jazz.
(
MK): Ja gram jeszcze imprezy z vinyli. Grałem m.in. u syna Janka Morawca z Kultu. Był Kazik i reszta składu. „Gdy nie ma dzieci” poleciało jako podziękowanie dla rodziców. 🙂 W rodzinie Lao Che też grałem. Generalnie udaje się grać dla ludzi, którzy cenią dobrą muzykę. Nie gram disco polo, chociaż ostatnio ten gatunek panuje naokoło. 🙂 Trochę też się kręciłem przy zespole Miąższ Sebastiana Pikuli. Jeździłem z nimi jako akustyk po całej Polsce, więc zwiedziłem trochę festiwali. Z Sebastianem zrobiliśmy także taki projekt kolędowy.
(
KS): Ja jeszcze się w zeszłym roku zajarałem się ukraińską kapelą Jinjer. Zakochałem się w Tatianie. 🙂
(
BB): To teraz ja. Obecnie oczywiście jestem wierny korzeniom, czyli hc/punka nadal słucham, choć blisko mi też do funky, jazzu i sporo elektroniki, np. Łąki Łan, Bass Astral x Igo, a ostatnio odświeżam sobie pierwsze dwie płyty Blendersów. 🙂


Trzy godziny minęły nie wiadomo kiedy. Imprezę opuściłem jeszcze przed końcem. Zostawiłem chłopaków w bardzo dobrych humorach. Na zakończenie historii wrzucam kilka linków do działalności muzycznej członków Metra. Michała Kaczora twórczość w ramach Muzycznych Podróży śledzić możecie na www.muzycznepodroze.pl, albo na facebooku. Możecie zaprosić go także na swoją imprezę. Chętnie pogra wam muzykę z winyli. Kontakt przez tego linka: Winyl Party. Michał ma do zaoferowania także to miejsce, w którym powyższa rozmowa się odbyła. Tak jak napisałem we wstępie: jest miejsce na ognisko, można wskoczyć do sauny, a i rzeczka w pobliżu się znajdzie. Zobaczcie jego Leśne Spa.
Paweł Urban się tym nie chwalił, ale okazuje się, że gra w zespole Per la Musica i to w dość ciekawym składzie.

Pierwsze zdjęcie zamieszczone w tekście przedstawia kapelę dzisiaj, zrobione zostało na imprezie. Reszta to archiwa z różnych okazji. W II LO i podczas dni otwartych w I LO. Poniżej jeszcze fragment koncertu z LOKu. Prawdopodobnie jest to WOŚP i prawdopodobnie 2004r. Dzięki panowie za spotkanie.