Panowie, którzy założyli i tworzyli WAY OUT połknęli bakcyla muzykowania w pierwszej dekadzie XXI wieku. Jak to w wielu przypadkach bywało wystartowali ze swoim pierwszym zespołem w szkole średniej. Rozmawiałem o nim z Markiem i Michałem Oniszko, czyli braćmi: basistą i gitarzystą. Oni opowiedzą więc o początkach. Michał: “Z Krzyśkiem Rodzikiem znamy się od dziecka właściwie, bo nasi ojcowie razem pracowali w jednej firmie. Krzysiek był takim leaderem WAY OUT, no i prowodyrem wszystkiego. Ja dzięki niemu zacząłem grać na gitarze. Poszedłem na koncert jego licealnego zespołu Detox. Grali jakiegoś Green Daya, jakieś punkowe kawałki i to bardzo mi się spodobało. Występowali wtedy w amfiteatrze. Chciałem początkowo do nich dołączyć jako basista, ale nie czułem jednak tego basu. Grałem z nimi po koleżeńsku, ale w końcu stwierdziłem, że bas mi nie leży. Powiedziałem chłopakom, żeby kogoś poszukali. Wtedy Krzysiek Lipski śpiewał i grał na gitarze, więc stwierdził żebym ja przejął wiosło, a on zajmie się wyłącznie wokalem.” Marek: “Detox działał w składzie Krzysiek Rodzik na gitarze, Grzesiek Och – perkusja, Krzysiek Lipski – gitara, wokal i Adam Bronisz na basie. Jeszcze w międzyczasie na basie grał przez chwilę Pączek, czyli Kamil Tomaszewski, ja po nim wskoczyłem do zespołu na bas około 2008 roku.” Znowu Michał: “W szkole próby ogarniał nauczyciel angielskiego Paweł Pasikowski. Salka była w piwnicy: jakieś kotary wisiały na ścianach, krata, za nią sprzęt. Po lekcjach jak nikogo nie było to była dla nas otwierana. Ten nauczyciel miał zajawkę, grał na kilku instrumentach. Chciał żeby tam ludzie grali. Czasem dołączał do zespołów podczas koncertów w LO. Organizował też koncerty w szkole. Koncerty na łączniku.” To jest ta sama salka w II LO im. Piotra Firleja, w której chwilę wcześniej muzykowało Metro. Wychodzi na to, że Detox wprowadził się do niej już po chłopakach z Metra. Tak czy inaczej Detox w pewnym momencie także się z niej wyprowadził. Marek: “Zaczęliśmy próbować w LOKu na Cichej, na scenie. Wcześniej jeszcze beze mnie, chłopaki grali w garażu u Krzyśka, później przenieśli się do LOKu. Jak ja doszedłem to już pan Zbyszek Skrzypek wpisał nas na listę zespołów i mogliśmy już co tydzień w piątki grać. Wtedy już był ten ukształtowany skład, czyli: ja, Marek Oniszko – bas, Michał Oniszko – gitara, Krzysztof Rodzik – gitara, Grzegorz Och – perkusja i Krzysztof Lipa Lipski – wokal. wtedy też zespół zmienił nazwę z Detox na WAY OUT.”
Skomplikowane to wszystko, ale dotarliśmy do składu, który przez większość czasu tworzył muzykę pod nazwą WAY OUT. Zanim jednak przejdziemy do samej twórczości to zagadałem chłopaków o LOK i pana Zbyszka Skrzypka. Jak się im tam grało i jakie jeszcze bandy wtedy działały w LOKu? Marek: “Oprócz nas grały tam jeszcze: 27 minutes, Le Paw, DSB zaczynało, no i Freedom Zbyszka Skrzypka. Trochę nam pomagali. Dzięki Zbyszkowi i LOKowi zagraliśmy pierwsze koncerty. Dni Lubartowa przed Tabu, przed Mechem na Walentynkach. Na boisku Lewartu zagraliśmy, Zbyszek to jakoś załatwił. Śmialiśmy się, że to święto pierogów. 🙂 To był jakiś festyn, który organizował Lewart chyba na rozpoczęcie sezonu piłkarskiego. Pod koniec działalności był jednak taki okres, że zrezygnowaliśmy z LOKu, żeby mieć więcej wolności i grać próby kiedy się chce. Graliśmy wtedy trochę u nas w domu w piwnicy.“ Michał: “Potem graliśmy w garażu przy cmentarzu u Krzyśka Lipskiego. On tam trzymał samochód i na czas próby wyprowadzał go z garażu. To było obok tego waszego garażu, Ozziego można było tam spotkać.” Jak widać panowie dobrze wspominają próby na Cichej. Przypomnę może tylko, że w tamtym okresie nie istniała już salka w Piwnicy pod Biblioteką, więc kapele grały na scenie sali widowiskowej. Potem Lubartowski Ośrodek Kultury przeniósł się na Rynek do budynku kina i salą prób dla kapel jako taką obecnie nie dysponuje. Jeśli chodzi o garaże, to okazuje się, że ten, w którym grało WAY OUT był już czwartym w ciągu garaży przy cmentarzu. Czwartym w którym grały kapele. 🙂
Niniejszym mamy wszystkie elementy potrzebne kapeli do tworzenia. Chłopaki zaczęli więc pisać utwory. Michał: “Większość riffów wymyślał Krzysiek – gitarzysta, a część ja. Pamiętam, że siadałem do kawałka i nagrywałem w domu na kompa zwrotki, refreny. Jechałem z tym do Krzyśka, albo jak on coś wymyślił do przyjeżdżał do mnie i we dwóch rozwijaliśmy te pomysły. Reszta instrumentów na próbie dochodziła. Teksty pisał Lipa. Jemu to zostawiliśmy. Pisał i po polsku i po angielsku. Pamiętam, że śmialiśmy się trochę, że piosenkę Dopóki Jeszcze napisał pod prysznicem, bo to taka piosenka radiowa z rzewnym tekstem. Chcieliśmy grać powoli mocniejsze rzeczy, a tu nam wyszła taka poprockowa, singlowa piosenka. 🙂 “ Marek: “Na początku graliśmy taki polski rockowy klimat. Zrobiliśmy wtedy kawałki, które stworzyły pierwszą EPkę: Lipiec, Czas Retrospekcji, Dopóki Jeszcze, To co ludzkie. Nazwałbym to takim prostym polskim rockiem. Nie było jakichś konkretnych inspiracji.”
Padł w końcu jeden z kilku magicznych terminów w światku muzyków, czyli EPka. Jeśli EPka to oczywiście wchodzimy na temat nagrań. WAY OUT postanowili pokazać światu na co ich stać i zaczęli się rozglądać za możliwościami rejestracji swojej muzyki. Michał: “Szukaliśmy w internecie jakiegoś studia i okazało się, że jest w Lubartowie. Krzysiek Rodzik chyba to załatwiał. 4 kawałki nagraliśmy.” Co to za miejsce? Oczywiście studio Groove Dominika Samborskiego z El Chupacabry. O ile w dzisiejszych czasach w okolicach jest co najmniej kilka takich miejsc, o tyle wtedy Dominik był pionierem. Nagrywał chyba większość zespołów, które na początku XXI wieku istniały i chciały coś zarejestrować. Na blogu ze studia Groove możecie już posłuchać chociażby Metaxy, Bimbeer, El Chupacabry, Profundis, Cidera, a w niedalekiej przyszłości także In Brief. Jak się współpracowało chłopakom? Marek: “Pierwszy raz w studiu byliśmy. Okazało się, że próba, a nagranie to zupełnie co innego. Musieliśmy grać z metronomem, czego wcześniej nie robiliśmy. Powstały wtedy takie podstawowe pytania w stylu: co to jest metronom. 🙂 Pamiętam, że któregoś razu przyszedłem na 10 rano, bo tak się z Dominikiem umówiłem, a on otwiera i pyta: co ty tak wcześnie. 🙂 Ja nie nagrywałem całej pierwszej EPki. Michał nagrał bas w Dopóki Jeszcze, a potem ja resztę dograłem. Pamiętam też, że Czarek Socha też się przewijał w studiu i podpowiadał.” A gitarzysta jak to pamięta? Michał: “To był fajny czas łapania zajawki muzyką, bo Dominik dla nas to już miał w sobie trochę profesjonalizmu, był dobrym instrumentalistą. Pokazywał nam jakieś inne swoje nagrania, jakieś solówki.”
Zespół ciągle parł do przodu: nagrania, koncerty. Zanim jednak do koncertów przejdziemy musimy opowiedzieć o bardzo ważnym ruchu jaki chłopaki wykonali. W pewnym momencie stwierdzili, że zmieniają kierunek swojej muzyki. Zaczną grać inaczej, ciężej. Michał: “Zaczęliśmy po angielsku grać i tworzyć w nurcie post hardcore. Mocno inspirowały nas zagraniczne kapele z tego gatunku, które wtedy dopiero docierały do Polski. Każdy z nas miał swoje ulubione bandy z tego klimatu, może oprócz Grzesia, który zawsze był wielkim fanem Iron Maiden.” Kapela odmieniła się diametralnie. Teksty angielskie, brzmienie ostrzejsze i cięższe, pojawiły się screamy w wokalu. Żeby zmiana była kompleksowa zmienili także to jak się prezentowali na scenie. Marek: “Krzysiek Rodzik chyba stwierdził, że jak muzykę zmieniamy to zmieńmy też to jak wyglądamy. Przypasował nam wszystkim ten pomysł i poszliśmy w to.” Michał: “Krzysiek miał taką zajawkę, że jak już słuchał jakiegoś zespołu to bardzo lubił poznać jego historię, przyglądać się jak się zachowują na scenie, trochę to przeanalizować. Chciał zrobić coś co będzie nas wyróżniać. Nie pamiętam dlaczego białe krawaty i reszta na czarno, ale to był pomysł Krzyśka. Zagraliśmy pierwszy koncert tak ubrani i się przyjęło.” Czarne ubrania i białe krawaty zdecydowanie przyciągały oko i po latach kojarzą się z WAY OUT. Zobaczycie jak to wyglądało jak klikniecie w galerię i na video z koncertów pod tekstem.
Po niedługim czasie chłopaki wrócili do Dominika S. żeby nagrać drugą EPkę. Tym razem 5 utworów w nowej stylistyce. Michał: “Przy drugim wejściu do jego studia Dominik zajarał się naszą muzyką. Mówił, że fajną robimy. Trochę nas tym motywował i poprowadził nam to drugie nagranie. Nabieraliśmy wiatru w skrzydła. Mieliśmy taki jeden utwór, który jakiś facet usłyszał u Dominika w studiu i chciał go kupić, ale nie zdecydowaliśmy się, bo w sumie nie chcieliśmy go oddać. Nie chcieliśmy żeby ktoś inny go wykonywał.”
Drugie demo, wiadomo, posłużyło do rozsyłania i w ten sposób załatwiania sobie koncertów. Chłopaki odpalili stronę internetową i myspace (ktoś dzisiaj pamięta co to było?) Efekty się pojawiły. WAY OUT zaczęło więcej grać na żywo. Michał: “Koncerty nas bardzo motywowały do ćwiczeń i tworzenia nowych piosenek. Mieliśmy mega fun z występowania. Jak się zagrało koncert to od razu kolejny chcieliśmy zagrać i próby robić żeby to wychodziło jeszcze lepiej. Po każdym koncercie wyłapywaliśmy swoje błędy. Jak sztuk brakowało to trudniej było się zebrać do grania i działania.” Panowie grali w okolicach: Lubartów, Lublin, Milejów, Baranów, Puławy. Marek: “Koncerty załatwialiśmy sami. Głównie w Lubartowie przez LOK. Szukaliśmy też przeglądów po całej Lubelszczyźnie. Chyba dalej nie zawędrowaliśmy.” Zadomowili się także na RAFie. Grali na tym festiwalu 3 razy. Dla przypomnienia: RAF, czyli Rock Alert Festiwal organizowany w Lubartowie przez LOK. Początkowo co roku, potem co dwa lata. Generalnie był to konkurs dla zespołów z gwiazdą poszczególnych edycji, która jednocześnie była jury. Festiwal rozrastał się z roku na rok, ale w pewnym momencie chyba został wygaszony. Aktualnie panujący wirus także nie pomaga, więc od 2, 3 lat RAFu już nie ma.
Jak chłopaki wspominają koncerty? Kilka przygód mają w zanadrzu do opowiedzenia. Michał: “Znajomy ojca Lipy załatwił nam koncert. To była impreza Walentynkowa. Pojechaliśmy zagrać, a tu się okazuje, że to bal. Ludzie elegancko poubierani. My wyskoczyliśmy z taką ostrą nutą w tych naszych krawatach. Występ był podzielony na dwa razy po 35 minut. Spakowaliśmy się po koncercie i pojechaliśmy. Śmialiśmy się, że jeśli muza nie pasowała to przynajmniej stroje pasowały. 🙂 Zawsze mieliśmy problem z transportem na koncerty. Na ten bal załatwiliśmy sobie gościa, który miał busa. Jak przyjechał to się okazało, że z przodu są 3 miejsca, a z tyłu paka. I my na tej pace razem ze sprzętem podróżowaliśmy. Dwie osoby z przodu, a reszta na pace. Wyszło na to, że na bal przyjechaliśmy na pace.” Marek: “Pamiętam, że kierowca jeszcze mówił: chłopaki skoro organizatorzy płacą to ja wpiszę na fakturze więcej, a potem się hajsem podzielimy. 🙂 “ Dalej opowiada o koncertach Michał: “Na Medykaliach, przed IRĄ był mega klimat, bo był pod sceną tłum ludzi. To było super uczucie grać dla tak dużej publiki, która dodatkowo reagowała na naszą muzę. Krzysiek Lipski ściągnął wtedy sporą ekipę ze studiów. Dziewczyny się przygotowały i rzucały na scenę różnymi częściami garderoby. 🙂 W Milejowie super się grało. Znowu Walentynki rockowe. Fajnie to było zorganizowane, fajne kapele, nagłośnienie spoko i sporo ludzi przyszło.” Marek: “Grzesio kiedyś załatwił koncert na WOŚPie w Lublinie. Było strasznie zimno. Chyba z -15. To było na Placu Po Farze. Baliśmy się po scenie chodzić w trakcie grania, żeby się nie przewrócić, tak było ślisko.”
Niedługo przed zakończeniem działalności nastąpiła zmiana na pozycji pałkera. Do WAY OUT dołączył Zbyszek Bolek Danił, który grał wcześniej m. in. w Afraid i In Brief. Marek: “Z Grześkiem przestaliśmy dogadywać się muzycznie i Grzesiek wolał przestał grać.” Michał: “A ja Bolka znałem z In Brief, który już się chyba wtedy nawet rozpadł. Bolek został bez zespołu więc od razu wzięliśmy go do składu.” Choć z Bolkiem bracia Oniszko związani byli i wcześniej i później (Bolek i Marek grali razem w Samaya), to jednak nowy pałker także nie zagrzał w WAY OUT miejsca. Jak sam mówił: to nie do końca była jego muzyka. Odszedł z WAY OUT i dołączył do Dwudziestu Siedmiu Bezimiennych. Michał: “Bolek z nami grał, zagrał kilka koncertów, ale mówił, że stylowo to nie do końca jego bajka. On wolał bardziej groove’owo, grunge’owo.”
Krótko potem zespół powoli zaczął się kończyć. Marek: “Ostatni koncert jaki zagraliśmy to konkurs w Chatce Żaka. Skończyliśmy grać jakoś pod koniec 2011r. Kos nigdy nie było w zespole. Jakoś tak się rozeszło. Każdy miał coraz mniej czasu.” Michał: “Chyba jakoś właśnie tak było, że nie było czasu. Mieliśmy taki dobry okres, że nawet po dwie próby w tygodniu graliśmy i mega dobrze zaczęło nam to wychodzić. Krzyśkowie zaczęli jednak pierwsze prace. Zmiana priorytetów nastąpiła, czyli życie po prostu. Prozaiczne rzeczy, nie było żadnego kryzysu tylko powoli się rozjeżdżaliśmy.”
Bakcyl grania jednak w chłopakach siedzi dalej mocno. Część faktycznie przestała muzykować, ale część ciągle gdzieś tworzy. Marek Oniszko grał potem ze Zbyszkiem Skrzypkiem w jego najróżniejszych składach. Obecnie obsługuje bas w Samaya. Krzysztof Rodzik ma w Lublinie kapelę thrash metalową. Michał Oniszko o dziwo potem przesiadł się na… perkusję i przez jakiś czas bębnił w zespole Paralaksa. Michał: “Potem ja z Bolkiem spotykaliśmy się jeszcze po WAY OUT i In Brief na jammy. Graliśmy u niego w kanciapie w Woli Sernickiej. Mega się nam wspólnie tworzyło. Zbyszek nauczył mnie też grać na perkusji.”
Czas na muzykę. Na początek wrzuciłem drugą EPkę WAY OUT. Najpierw druga bo muzyka na niej zwyczajnie jest dojrzalsza i tworzona bardziej świadomie. Potem playlista z pierwszą EPką. Dalej mamy nagrania z koncertów na Dniach Lubartowa i z Milejowa. To praktycznie całe koncerty. Jak zostały zarejestrowane? Michał: “Nagrania video z koncertów mamy dlatego, że Krzyśka Rodzika tata lubił bawić się kamerą. Jeździł na koncerty, rozstawiał statyw i nagrywał. Dzięki temu mamy sporo video z występów.” No i jeszcze różne video, m. in. z próby. Oczywiście jest także sporo zdjęć, które wrzuciłem do galerii. Dodać na koniec należy, że z WAY OUT powstało sporo innych, bardzo fajnych, lokalnych kapel… ale to już inne opowieści.
Kliknijcie znaczek: żeby zobaczyć wszystkie piosenki.