Afraid

“Ogarnęliśmy sobie grono odbiorców tym, że graliśmy inaczej.” Zacznijmy ten wpis od cytatu ze Zbyszka Bolka Daniła, czyli perkusisty AFRAID. Ma chłop rację, bo w Lubartowie w owych czasach popularny był metal w różnych odmianach. No i blues-rockowe klimaty. Co więc grało AFRAID? Przekonacie się oczywiście na końcu tekstu, ale hasło indie należy rzucić. Do wspomnień udało mi się namówić Bolka właśnie i Karolinę Ziębę – wokalistkę. Sprawdźcie co nam z tego wyszło.

Zauważyłem, że podczas rozmów z różnymi ludźmi o ich kapelach każdy pamięta lata działania inaczej niż reszta składu. Tutaj historię mamy podobną. Bolek twierdził, że grali przez 4 lata pod koniec lat 90-tych. Karolina zaś, że między kwietniem 1999r., a jesienią 2000r. Jestem skłonny uwierzyć raczej jej, bo na dowód pokazała mi kartkę z pamiętnika, w którym było zapisane wydarzenie jakim było dołączenie przez nią do kapeli. Tak czy inaczej istnieli pod koniec XX wieku. Zaangażowani to: Karolina Zięba – wokal, Zbyszek Bolek Danił – perkusja, Przemek Warszawski – gitara, Marcin Limek – gitara i Patryk Szelc – bas. Początki wg Bolka: “Ja byłem w szoku, że Limek chciał z nami grać. Bo on wtedy grał przecież metal. Ja o sobie nawet dzisiaj, czyli 20 lat później, mówię, że nie umiem grać, a wtedy to była jakaś rzeźnia z moim graniem na perkusji. A on już wtedy był na takim poziomie, że robił muzykę na Amidze, albo Atari. Programował perkusję i nagrywał swoją gitarę. Tworzył na komputerze kawałki już w latach 90-tych. Zachodziliśmy do niego. Mieszkał naprzeciwko dzisiejszego Kauflanda (teraz już ten dom nie istnieje). Puszczał nam te metale, które robił na komputerze, to byłem w szoku totalnym. Ja nie wiem czemu chciał z nami grać. Chyba brakowało mu właśnie takiego innego grania, innej muzyki. Bo na co dzień łoił. Nuta była prosta. Może tego Marcinowi brakowało w graniu, tego spokoju. 🙂 Poznaliśmy się przez wspólnych znajomych i kiedyś na przystanku jadąc do Lublina spotkałem go i tak rzuciłem: może byśmy coś pograli razem. On rzucił: spoko. Myślałem, że Marcin sobie jaja robi, że się zgodził. Potem jednak znowu gdzieś się spotkaliśmy i on mnie pyta: to kiedy gramy. No to ruszyliśmy. Widział jakie mamy możliwości i poziom na instrumentach. Nikt go nie zmuszał. 🙂 Wcześniej nie mieliśmy dużego doświadczenia. Graliśmy z Przemkiem Warszawskim i Pawłem Matwiejczykiem w kapeli, ale nie pamiętam nazwy. Próby mieliśmy u Pawła pod Niemcami. Warszawa poszedł na studia do Lublina i tam poznał Patryka Szelca, basistę. Na początku przez kilka prób był koleś na wokalu. Bujaliśmy się z próbami po Lublinie: a to na Czechowie w MDKu, a to gdzieś za więzieniem. To była tułaczka, bo ja miałem najwięcej gratów do wożenia. Chłopaki wzmacniacze do Lublina targali. Ale to było kilka prób takich. Potem dołączyła Karolina Zięba. Nazwę wymyślił chyba Przemek. Brzmiało w miarę ok no i dla Przemka graficznie to słowo wyglądało ładnie. Pod kątem logo kombinował.” A co o początkach opowie Karolina? “Splot różnych zdarzeń. Może przeznaczenie? Oni szukali wokalistki, ja chciałam śpiewać. Połączyła nas moja przyjaciółka, która Przemka i Patryka znała z ogólniaka. My poznawaliśmy się grając razem.

Po raz kolejny pojawia się na blogu postać Marcina Limka. Grał m. in. w Perceptions i Off Side. Zdecydowanie facet z pasją do muzyki. Zdanie Zbyszka na jego temat nie odbiega zbytnio od innych, którzy z nim grali: “Marcin miał talent do gitary. Nawet ruskie pudło, albo ta jego stara Jolana bez wzmacniacza w jego rękach brzmiały.”

Z próbami ruszyli ostro w domu u Marcina. Bolek: “Próby robiliśmy często. Marcin miał kanciapę, w której miał nawet perkusję, na której mogłem grać. Główne riffy, czy może zaczątki wychodziły od Przemka Warszawskiego. Marcin to trochę modyfikował, harmonie dodawał, składał w kupę. Te riffy Przemka były takie koślawe, Marcin trochę je prostował. Nie mogły być inne skoro słuchaliśmy kapel, które nie przykładały wagi do techniki. 🙂 Marcin układał te pomysły. Przemek zaczął wtedy przysiadać do książek i czytać trochę o teorii muzyki, harmonie rozpracowywał. Żeby to miało ręce i nogi. Marcin za to miał sporą wiedzę na temat muzyki, więc nie było problemu żeby się nic nie gryzło w graniu. Karolina sama układała wokale.” Pierwsza próba Karoliny wyglądała wg niej tak: “Chcieli usłyszeć jak śpiewam, więc zaśpiewałam coś Oasis, chyba Don’t look back in anger i to tak nieszczęśliwie, że skaleczyłam się struną w palec i wszystko było we krwi. Potem razem zagraliśmy, czy bardziej próbowaliśmy zagrać, Hole – Miss world. Próbowaliśmy, bo ciągle zmieniałam linię melodyczną, ale powiedzieli, że od bidy może być i tak zostałam wokalistką. :D”

A jak z gratami? Temat sprzętu w początkach muzykowania zawsze dostarcza fajnych anegdotek. Bolek: “Przemek kombinował ze sprzętem. Przystawki wymieniał w gitarze, wyjmował, grał z dziurą. Kombinował z elektroniką. Majstrował ostro w gitarze. To były czasy kostek gitarowych, też ich używał. Ja perki nie miałem. Skupowałem jakieś graty od okolicznych weselników i na tym zaczynałem swoją grę. Dopiero później namówiłem mamę, żeby wzięła mi na raty Pearla Exporta. Spłaciłem go na budowie. We wrześniu nie chodziłem do szkoły, żeby zarabiać na tę perkusję. Szkoła była taka sobie, więc dałem radę. 🙂 Ale dla takiego garażowego perkusisty to była kosmos perkusja. Marcin grał na starej Jolanie. Czeskiej, albo słowackiej gitarze.”

Właściwie tylko obaj gitarzyści byli z samego Lubartowa. Na próby perkusista musiał dojechać z Woli Sernickiej, a basista i wokalistka z Lublina. Zbyszek: Patryk Szelc mieszkał na stancji na Sławinku w Lublinie, ale często siedział u Przemka w domu. Czasem też nocował.” Karolina też musiała dojeżdżać. Jak to wspomina?Byłam licealistką, w klasie maturalnej. Nie miałam swoich pieniędzy, nawet na dojazdy na próby. Najczęściej dojeżdżałam stopem. Czasem chłopaki robili zrzutkę “na busa”. Jak się ma 18 lat to inaczej się odczuwa zmęczenie i też to nie jest problem jechać w zimie do miejscowości pod Lublinem żeby zagrać próbę. 🙂 Gorzej było z moją punktualnością. Czasem byłam godzinę po czasie. Chłopaki strasznie się o to wściekali. Nie mieliśmy łatwego związku. 🙂 ”

Gdy już się zjechali na próbę brali się do roboty. Muzykę tworzyli gitarzyści. To już wiemy. Wiadomo także, że “piosenka musi posiadać tekst.” Karolina: “Na początku teksty – w tempie ekspresowym, tuż przed naszym pierwszym koncertem – napisał Przemek. Miałam to zrobić ja, ale nie dałam rady. Owszem dużo pisałam, ale długo nie umiałam przełożyć tekstu na muzykę. Do tego zdecydowaliśmy się robić numery po angielsku, co też nie ułatwiało mi zadania. To nie były czasy wszechobecnego internetu. Ślęczałam nad tekstami ze słownikiem, jak nad lekcjami. W czasie prób najczęściej śpiewałam cokolwiek, często zlepek sylab lub słów z kawałków innych zespołów. Pomysły porządkowałam przed koncertami. Sprawdzała je moja nauczycielka angielskiego i coś z tego wychodziło, ale na pewno nic osobistego. Zawsze dużo lepiej szło w tej kwestii Przemkowi i chyba większość tekstów była jednak jego. Latem 2000 zaczęłam pisać samodzielnie. Coraz lepiej synchronizowaliśmy się też muzycznie. Jednocześnie nasze drogi zaczęły się rozchodzić.”

Śpiewała charakterystycznym, wysokim wokalem. Jest jednak w stosunku do niego dosyć krytyczna: “Miałam złą technikę – ściśnięte gardło. Mogłam mieć słuch i talent i chęci, ale bez właściwej techniki – nic nie działało tak, jak powinno. Ciągle miałam awarie gardła i traciłam głos. Tak jak na przykład przed naszym pierwszym koncertem: 3 dni przed nim nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Wiele lat później uczyłam się speech level singing u Bartka Cabonia i on skorygował wiele błędów, o których wcześniej nawet nie pomyślałam. Teraz męczę się od samego słuchania brzmienia mojego głosu na naszych zachowanych nagraniach”.

Skoro już zahaczyliśmy o koncerty. AFRAID zrobili materiał i zaczęli występować na żywo. Bolek: “Koncertów trochę zagraliśmy. Na juwenaliach w namiocie graliśmy, w jakiejś hali wysokiej, ale nie pamiętam co to było. Przeglądy. No i w Lubartowie kilka razy. Mieliśmy też nagrany koncert. Jeden z fajniejszych naszych koncertów. W Hadesie w Lublinie graliśmy. Przyszło sporo ludzi. Przemek już się zajmował trochę grafiką komputerową, więc zrobił plakaty. Poszła akcja plakatowania Lublina, więc ludzie przyszli. Nagrało się całkiem nieźle, ale pytałem wszystkich z zespołu i nikt nie ma. Zaginęło gdzieś. Szkoda, bo jak tego słuchałem później to w miarę dobrze zagrany był ten koncert, równo z metronomem. Nie przykładaliśmy wtedy wagi do zbierania zdjęć czy nagrań. Cyfryzacji nie było. Nawet zdjęć nie robiliśmy dużo.” Wokalistka o koncertach: “Z koncertów pamiętam że… nigdy siebie nie słyszałam. Wrzeszczałam coś do mikrofonu i patrzyłam na chłopaków, żeby zorientować się co teraz grają, a oni wymieniali między sobą bezradne spojrzenia – też często nic nie słyszeli. Ale jakoś te koncerty zagraliśmy. 🙂 Pierwszy raz był chyba na lubelskich Juwenaliach. Po koncercie, poza gratulacjami, pierwszy raz usłyszałam od kogoś słowa, które wracały do mnie potem kilkakrotnie: “Powinniście grać po polsku. Inaczej się nie przebijecie”. Na koncercie w Hadesie z kolei były dobre warunki, wszyscy się słyszeliśmy i chyba wyszło fajnie, ktoś powiedział, że jak The Cranberries i to miał być komplement :). Pamiętam też koncert na sali, na której nie było wydzielonej sceny, więc wszyscy z publiczności wpadali na nas. Wiem, że dojechałam na ten koncert maluchem kogoś znajomego, ale nie wiem, gdzie to się odbywało. Tam to już zupełnie się nie słyszeliśmy, graliśmy po prostu jeden wielki hałas, ale było takie pogo i szaleństwo, że to nie miało znaczenia. Wtedy tez nie słyszałam co śpiewam, ale to był rzeczywiście fajny koncert. No i pamiętam nasz ostatni występ. Wyszło słabo. Ja już wtedy mieszkałam w Warszawie, odpuszczałam próby. Miałam prywatnie ciężki czas w życiu. Nie pamiętałam numerów, myliłam się, fałszowałam. To był chyba jakiś konkurs, spotkaliśmy tam inne znajome zespoły. Blado wypadliśmy. Uważam, że to była w dużej mierze moja wina.”

Jeśli byłeś na koncercie AFRAID, drogi Czytelniku, to zauważyć mogłeś, że pałker stawia sobie lustro obok i czasem w nie zerka. O co chodziło? Bo przecież nie o to żeby patrzeć sobie w oczy. 🙂 Bolek wyjaśni: “Lustro stawiałem, bo słuchałem wtedy dużo KNŻ. Ich perkusista też sobie stawiał lustro. Na próbach mi pomagało w utrzymywaniu postawy przy graniu. Jak zaczynałem krzywić ręce to widziałem to w lustrze i mnie to prostowało lekko. Na koncercie to oczywiście fanaberia. 🙂 Podczas ćwiczeń miało ono sens.”

Materiał zespół miał, koncerty grał. Pora pozostawić po sobie coś trwałego. Pora na nagrania. Zanim posłuchacie muzyki pod tekstem i zanim poczytacie o tym jak nagrywanie poszło, Bolek opowie historię jak z filmu amerykańskiego. “Graliśmy koncert w Los Crudos i na ten koncert przyszedł gość, który mieszkał u mnie na wsi. Znajomy mojego brejdaka, znaliśmy się. To nie był randomowy, przypadkowy typ. Był na koncercie, bo miał punkowe zajawki i po nim mówi: ale zajebiście gracie. Gadaliśmy sobie na boku i on miał przy sobie wór hajsu. Wyciągnął 1000zł i mi dał „na nagranie”. Skoro na nagranie to na nagranie. Dołożyliśmy kilka groszy i nagraliśmy 5 kawałków. Chciał tylko, żebyśmy dali mu potem płytę. No i tak było, daliśmy mu tę płytę. 🙂 “ Słyszałem tę historię dawno temu. Nie uwierzyłem w nią, a tu Bolek pokazał, że rzeczywistość potrafi zaskoczyć.

AFRAID nagrali w sumie 5 kawałków w studiu Mariusza Kiliana w Lublinie. Tylko Marcin Limek nagrywał wcześniej muzykę i na koncie miał demówki Perceptions i Off Side. Jak nagrywało się Karolinie? “Beznadziejnie 🙂 Wszystko wyszło za gładko. Realizator był spoko, ale nie czuł tego co gramy. Równolegle nagrywał Cugowskich. Z drugiej strony to miało być demo, a nie EPka, może miałam wygórowane oczekiwania, a może nie byłam tak dobra, jak o sobie wtedy myślałam stąd rozczarowanie. 🙂 Teraz inaczej na to patrze oczywiście.” Bolek nagrywanie pamięta jakoś tak: Technicznie byliśmy kiepscy. Ja miałem wtedy coś koło 3 lat jedynie grania, rzeźbienia na bębnach. Nie za bardzo mam też talent. 🙂 Jak słucham tych 5 nagrań i mojej gry, to dobry pałker zagrałby to jedną ręką. 🙂 A ja miałem problemy z nagraniem. Musiałem też nagrywać całe kawałki od A do Z, nie tak jak teraz, że można fragmentami utwór nagrań i w kompie pokleić, zapętlić. Nagrywaliśmy na taśmę DAT, więc obróbka to była masakra. Koleś to jakoś kleił. 🙂 Metronomu nie słyszałem w słuchawkach, więc mi machali rękami. 🙂 Jedyne co było dobre to bębny, na których nagrywałem. 🙂 Nagrywaliśmy na taśmę, więc szumiało to wszystko. Koniec końców po przygodach dostaliśmy ten materiał na płytach CD.”

Z okresem nagrań wiąże się jeszcze jedno ważne dla zespołu wydarzenie. Zbyszek: “Marcin miał ciocię, która mieszkała na Zana w Lublinie, blisko tego studia. Myśmy z 3 czy 4 dni tam razem mieszkali w tym mieszkaniu, układaliśmy różne rzeczy w kawałkach, drugie wokale itd. i nagrywaliśmy. To był zajebisty czas te kilka dni.” Karolina też to pamięta: “Przez te kilka dni nagrywania i koczowania w jednym mieszkaniu czułam, że naprawdę jesteśmy zespołem. 🙂 Oczywiście jako 18-latka w IV klasie liceum potem przypłaciłam to awanturą w domu i obniżonymi ocenami w szkole. Bardzo żałuję, że nie mamy zdjęć z tego czasu. Dlaczego zamiast dojeżdżać, postanowiliśmy razem “pomieszkać”? Próbuję sobie przypomnieć jakieś szczegóły tej decyzji, ale jakoś nie mogę. Chyba się lubiliśmy i czuliśmy, że prawdziwe zespoły tak właśnie robią.”

Dolatujemy do końca historii tego, moim zdaniem, dobrego bandu. Dobrego, bo przepis na zespół był dobry: weźmy ludzi z różnych muzycznych parafii i niech się dzieje magia. Każdy wrzucał do kociołka swoje przyprawy i sprawdzali co im wyjdzie ze wspólnego gotowania. Bolek o końcówce: “Nie pamiętam czemu przestaliśmy grać. Wydaje mi się, że przez to, że Karolina wyjechała z Lublina, Szelo wrócił do Białej Podlaskiej. Studiował prawo, więc coraz więcej nauki miał. Plany życiowe się nam rozjechały. Każdy musiał też podejmować jakieś decyzje co dalej.” Karolina: “Fakt. Szelc wyjechał do Białej już wtedy, Limek chyba już się przymierzał do Radomia o ile pamiętam… Po prostu nie umówiliśmy się więcej na próbę. Potem się dowiedziałam, że szukają kogoś na wokal, ale sami mi tego nie powiedzieli, więc też tak zupełnie miło to nie było. Oczywiście wtedy się wkurzyłam, ale przecież nie mogłam dalej zwodzić. Przyjazdy z Warszawy to nie to samo co dojeżdżanie z Lublina. Zwłaszcza z moją punktualnością czy tam jej brakiem. 🙂 “

Wokalistka pamięta także sporo fajnych, emocjonalnych rzeczy: “Wszystko pamiętam: maleńką salę prób u Limka, lato 1999 i pierwsze próby, rozmowy o muzyce i fizyce, koncerty, głupie żarty, spięcia, kawę zalewajkę, którą chłopaki pili hektolitrami (oni, bo ja w tamtych czasach jeszcze nie piłam żadnej kawy) i to, że ciągle wpadał do nas ktoś znajomy, zobaczyć co robimy i posłuchać jak gramy. I pamiętam nas wszystkich: gesty, słowa i momenty grania. Bolek dużo słuchał wtedy Henrego Rollinsa. Ja nawet nie miałam pojęcia kto to. Szelc z Przemkiem gadali o Sunny Day Real Estate i Pixies, rozpracowywali styl grungowych kapel i chcieli go na nas przenosić (“… Oni mają tak nisko te gitary, taaak nisko, że prawie przy kostkach”). Limek słuchał metalu, wiedziałam, że umie “w muzykę” lepiej niż my i na muzyce się skupiał. Ja wtedy akurat “męczyłam” The Cure, nosiłam się na blado i czarno, i nie umiałam poprawnie wypowiedzieć nazwy Sonic Youth. Chłopaki w ogóle byli dla mnie wyrozumiali, chociaż bycie jedyną dziewczyną w zespole, w dodatku najmłodszą, także wymagało ode mnie uruchomienia pokładów dystansu i cierpliwości. Było trochę dokuczania sobie nawzajem, zgrzytów, nawet deklaracji odejścia z zespołu, ale też dużo wzajemnego wsparcia. Chcieliśmy grać razem. Dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie i spędzaliśmy ze sobą sporo czasu. AFRAID w innym składzie by się nie udało. Choć oczywiście dyskusyjne jest, czy w tym składzie jaki mieliśmy to było udane. Żałuję, że może w tamtym czasie za mało okazywałam, że mi na tym wspólnym graniu zależy. Wielokrotnie od tamtej pory zastanawiałam się “co by było gdyby”: gdybyśmy dalej grali i mieli szansę na poprawienie błędów. Cóż, pewnie popełnilibyśmy nowe. 🙂 Może dobry menadżer coś by zmienił, ale to nie był ten etap, a innego etapu nie było. 🙂 To jest historia która się wydarzyła i ciągle jest we mnie. Ale chyba skończyła się o czasie. “ Ładnie skomentowane. Ciężko cokolwiek dodać, żeby nie zepsuć tego zakończenia.

Co się dzieje aktualnie u AFRAIDów muzycznie? Bolek potem udzielał się w wielu składach: In Brief, Way Out, lubelska Samaya. Podczas naszej rozmowy stwierdził, że kończy swoją “karierę” perkusisty. Nie ma niestety czasu. Chociaż jednocześnie przyznał, że chęć na granie przychodzi mu falami, więc ja bym niczego nie wykluczał. 🙂
Marcin Limek jest wziętym realizatorem i producentem muzycznym. Produkował ostatnią płytę Maryli Rodowicz. Ma na koncie także płyty m. in. Ani Wyszkoni i współpracę z zespołem IRA. W Lubartowie tworzył najróżniejsze odmiany muzyki. Po przeprowadzce do Radomia grał na gitarze w zespole 96 Project.

Zapraszam do posłuchania opisanego w tekście demo i odnalezionych po latach dwóch numerów z koncertu.

Kliknijcie znaczek: żeby zobaczyć wszystkie piosenki.