NAZWA ZASTRZEŻONA powstała około 2000 roku kiedy w Lubartowskim Ośrodku Kultury nastąpiły spore zmiany w kierownictwie. Pojawiły się w grafiku prób nowe zespoły, sporo starych z tego grafiku zniknęło. Początkowo NAZWA opisywana była jako grupa folkowa. W składzie byli doświadczeni muzycy: Izabela Małecka-Kostrubiec, czyli wokalistka, znany już tu i ówdzie gitarzysta – Marcin Limek, drugi wioślarz Sebastian Pikula, który w owym czasie grał także w Diamond Wheel, na basie i na akordeonie Tomek Pielecki, dla którego to była spora zmiana stylistyki, bo wcześniej grał metalowo z Marcinem w Perceptions i Off Side. O początkach opowiada Tomek: “Po rozpadzie Off Side razem z Marcinem chcieliśmy dalej razem grać. Zależało mi na tym, żeby wykorzystać w muzyce akordeon, który był moim pierwszym instrumentem. Na samym początku chcieliśmy zaangażować Adama Kowalskiego za perkusję, ale on wtedy obrabiał kilka zespołów i nie miał czasu. Zbyszek Skrzypek polecił nam perkusistę z Lublina – Mariana Jarmużewskiego. Był on nas sporo starszy, ale mimo to zaangażował się w zespół. Dojeżdżał z Lublina z całym zestawem perkusyjnym. Grałem w NAZWIE kilka miesięcy. Odszedłem głównie dlatego, że muzyka, którą graliśmy coraz bardziej mi nie leżała. Skręcaliśmy w stronę poezji śpiewanej, co nie było moją stylistyką.” Od Tomka właśnie dostałem fotkę z początków zespołu, którą macie ciut niżej.
Wokalistka wspomina: “Do zespołu ściągnął mnie Zbyszek Skrzypek. Zaprosił mnie na próbę i przyszłam. Z pierwszego składu został tylko Marcin, Sebastian i ja. Zaczęliśmy trochę kombinować z tymi melodyjkami,… napisałam pierwszy tekst… Pierwotna nazwa to Membranofony. Potem wymyśliłam NAZWĘ ZASTRZEŻONĄ.”
Gazeta Wyborcza anonsując koncert NAZWY w jednym z lubelskich klubów określiła ich styl jako pop rock z elementami jazzu. Tekst tej zapowiedzi znalazłem w internecie. Autor porównuje w niej głos Izy Małeckiej do głosu Renaty Przemyk. To niestety wszystko co udało mi się odnaleźć na temat NAZWY ZASTRZEŻONEJ w necie. Początkowo miałem także problem z materiałami, ale udało się odnaleźć całkiem sporo muzyki i trochę zdjęć.
Kapela od razu właściwie zaczęła szukać sposobu na zaistnienie. Chcieli pokazać swoją twórczość. Próbowali swoich sił w konkursach i odnosili na nich sukcesy. Tak było m. in. na lubelskich eliminacjach do Festiwalu Artystycznego Młodzieży Akademickiej FAMA w 2001r., które to eliminacje wygrali. Podobno głównie ze względu na talent wokalistki. Iza: “Zgłosiliśmy się na przesłuchania do FAMA i wygraliśmy singla. Zaczęło robić się poważniej. W studio poszło bardzo sprawnie. Zaczęliśmy grać w różnych miejscach, żeby obyć się ze sceną.” Jury stwierdziło, że zespół jest ciekawy, ale musi coś zmienić w warstwie instrumentalnej. Tak powiedział mi Grzegorz Siwiec w trakcie naszej rozmowy. Grzesiek zastąpił za perkusją dotychczasowego bębniarza. O okolicznościach tej zmiany opowie sam: “W 2001 roku skończyłem studia na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej na Akademii Muzycznej w Katowicach i wróciłem do Lubartowa po kontrakcie w Szwajcarii. Nie miałem aktualnie nic do roboty. Pewnego dnia przechodziłem obok sali prób pod Biblioteką i zauważyłem siedzących ludzi ze Zbyszkiem Skrzypkiem. On coś mówił do chłopaków i wskazywał na mnie. Myślałem, że mnie woła, więc podszedłem. Wtedy Zbyszek powiedział: o tu macie perkusistę. Oni wtedy rozstali się z bębniarzem i szukali kogoś do składu. Nie znaliśmy się, bo jestem trochę starszy od nich. Zbyszek spytał, czy chcę spróbować i tak dołączyłem do NAZWY.”
No i poszło. Zespół musiał się wziąć do roboty jeśli chciał wystąpić na finale FAMY w Świnoujściu. Grzesiek: “Marcin Limek w NAZWIE komponował, a Iza pisała teksty. Jak ja doszedłem to trochę te ich piosenki nie były dopracowane. Oni wtedy grali jak czuli. Koncert finałowy to było jednak duże ryzyko i oni sami się zastanawiali czy w ogóle jechać na festiwal. Ja zająłem się aranżami i zrobiliśmy dwa numery. Nagrodą na eliminacjach było nagranie jednego utworu w studiu Marka Korczakowskiego w Lublinie. Nagraliśmy utwór „Za daleko”. Ja z Markiem zrobiliśmy mix utworu, po czym on puścił numer młodym Cugowskim. Bardzo się to braciom spodobało. Wydaje mi się, że kompozycje Marcina z moimi aranżami jakoś się uzupełniały. Kawałek leciał w lubelskich mediach, m. in. w Radiu Rytm. Sugerowano nam też, żebyśmy dołączyli instrumenty klawiszowe do składu, ale ostatecznie nie zrobiliśmy tego.” Co z tym studyjnym singlem dzieje się obecnie? Przesłał mi go Jarosław Kostrubiec, ówczesny manager zespołu, a prywatnie mąż wokalistki. Posłuchajcie:
Wygląda na to, że zespół nabierał wiatru w żagle, ale nie na długo. Pojawiły się kolejne problemy ze składem. Grzesiek: “Niestety Sebastian odpuszczał próby, więc zaczęliśmy się zastanawiać czy brać go w ogóle na tę FAMĘ. Nastawiliśmy się na ten wyjazd i mocno się do niego przygotowywaliśmy, więc podjęliśmy decyzję, że na drugą gitarę wskoczy jednak Mariusz Gordon Olszak. Chcieliśmy zagrać koncert w poważny sposób. Sebastian nie był gwarantem tego czy pojedzie. Gordon doszedł dwa tygodnie przed festiwalem. Po dwóch tygodniach intensywnych prób opanował partie Sebastiana.” Na basie grał już wtedy Artur Lesic, który zastąpił Tomka Pieleckiego. Grzesiek Siwiec: “Ja doszedłem już po odejściu Tomka. Grał w zespole na basie i na akordeonie. Stworzył numer, który Iza wykonywała na FAMIE w trakcie warsztatów. Ona go zrobiła w wersji poetyckiej, fortepianowej, ale kompozycja Tomka była na akordeonie. Taki ludowy kawałek i w formie balladowej fajnie brzmiał.” Ten skład działał już do końca zespołu. A Mariusza Gordona Olszaka kojarzyć możecie z występów z gitarą klasyczną, albo z zespołem Metaxa. Fotka ostatecznego składu NZ też się znalazła.
Przyszedł czas przygody. Kapela zagrała na finale FAMY w Świnoujściu w 2001 roku. Przygodą oczywiście był duży koncert pokazywany w telewizji, ale po swoim występie chłopaki z NAZWY przeżyli jeszcze jedną. Grzesiek: “Zostaliśmy do końca festiwalu, bo Iza brała udział w warsztatach, m. in. wokalnych. Pewnego dnia siedzieliśmy przy piwie pod parasolami i przychodzi Marcin Limek z jakimś gościem. Marcin to był taki włóczykij, cały czas łaził gdzieś własnymi drogami i poznawał różnych ludzi. Przyprowadza więc młodego człowieka z gitarą i mówi: Grzesiek, koleś ma fajny numer. Gordon na to: ja znam gościa z reklamy. Ja mówię no dobra zaśpiewaj ten kawałek. No i on zaśpiewał „Piosenkę pisaną nocą”, a tym gościem był Piotr Rogucki. Powiedział, że szuka kogoś kto by mu to zaaranżował, bo jazzmani na FAMIE nie rozumieli o co mu chodzi i aranżowali kawałek na jazzowo. On był wtedy konferansjerem na całym festiwalu, ale chciał wystąpić z tą piosenką. Jan Poprawa, czyli dyrektor festiwalu nie chciał go puścić samego tylko z gitarą, bo miała być transmisja w tv. Numer mi się spodobał, od razu wpadł mi pomysł wstępu. Podzieliłem partie na chłopaków. Roguckiemu od razu się spodobało. Dyrektor chciał usłyszeć jak to gramy. Zorganizował próbę. Zagraliśmy mu ten numer, a Poprawa: panowie jutro wchodzicie na antenę… i poszło. Przypadek, ale wyszło bardzo fajnie. Po 20 latach spotkałem Roguckiego na Medykaliach i ciągle mnie i całą sytuację pamiętał.” Tak oto jako zespół akompaniujący Roguckiemu chłopaki spontanicznie wystąpili podczas transmisji live w telewizji, a Iza zaśpiewała w chórkach. Podobno istniała kaseta VHS z nagraniem tego występu. Póki co nie odnalazłem jej. Jeśli coś wiecie na ten temat, zapraszam do kontaktu. “Piosenkę pisaną nocą” bez problemu odnajdziecie na youtube w najróżniejszych wersjach. Pojawiła się ona m. in. na solowym albumie Piotra Roguckiego. Kawałek doczekał się licznych coverów, a po wersję NAZWY ZASTRZEŻONEJ zapraszam do playlisty pod tekstem. Znajomość z Roguckim zaowocowała także po kilku latach tym, że Coma zagrała jako gwiazda na Rock Alert Festiwalu, którego Grzesiek Siwiec był organizatorem kiedy pracował w LOK.
Co dalej z kapelą? GS: “Potem graliśmy jeszcze na festiwalu ekologicznym, który stworzył Jan Kondrak. Mówił nam, że bardzo poziom podnieśliśmy pod tych eliminacjach, bo był wtedy w jury. Zrobiliśmy jeszcze kilka numerów i niestety zaczęły się zgrzyty w kapeli. Marcin Limek poznał basistę zespołu Carpe Diem, Szymona Wydry i powoli skłaniał się w tamtą stronę. Dołączył do Szymona, poznał Irę i wyprowadził się z Lubartowa. Wtedy NAZWA przestała istnieć. Ja wtedy też przestałem grać w zespołach w Lubartowie.” NAZWA ZASTRZEŻONA istniała jakieś 2 lata. Po rozpadzie Mariusz Gordon Olszak dołączył do wspomnianej już wcześniej Metaxy, a jeszcze długo potem do Syndromu Beczki, w którym gra obecnie. Dla Marcina i Grzesia to był ostatni band z Lubartowa w jakim grali. Marcin przeprowadził się do Radomia i zawodowo zajął się muzyką. Już w 2002 roku wziął udział w nagraniach pierwszego albumu Szymona Wydry i Carpe Diem. Obecnie jest producentem muzycznym pracującym na co dzień z najbardziej znanymi nazwiskami polskiej sceny muzycznej. Grzegorz Siwiec pracował przez jakiś czas w LOKu jako instruktor. Chciał wtedy zrobić w Lubartowie festiwal rockowy. “Rock Alert Festiwal powstał wcześniej dzięki Mariuszowi Gordonowi Olszakowi i Markowi Majewskiemu. Chciałem rozkręcić tę imprezę na skalę wojewódzką. Czyli imprezę plenerową ze sponsorami i oczywiście z gwiazdą. Zrobiłem koncert na galę sportowca z repertuarem Queen, Niemena itp. Z Markiem Majewskim, Jackiem Grzybem i dziewczynami z MDKu zagraliśmy wtedy ten Bal Sportowca. No i po tym koncercie burmistrz Zwoliński dał mi 15 tysięcy na RAF. Niestety po festiwalu dyrekcja domu kultury zaproponowała mi ćwierć etatu, więc musiałem poszukać sobie pracy.” Wyprowadził się do Kraśnika. Zajął się nauką gry na perkusji w szkołach muzycznych, no i bębnieniem w zespołach. Na początku w Paranormal, z którym stał się rozpoznawalny. Nagrali w 2004 jedyną płytę. Zaliczyli duże polskie sceny. Następnie były kapele For Teens i G.A.T.E. Obecnie jak sam mówi uczy i gra w Lublinie w kapeli klasycznego rocka. Trzeba tu także zaznaczyć, że Grzegorz w cv nauczycielskim ma kilku dobrych uczniów. Jednym z pierwszych był Przemek Pawlas z Metaxy, Borga, czy aktualnie BeU. Na tej liście jest też Adam Kowalski z El Chupacabry, Rote Buraken, TomFingera, czy obecnego ReLife.
Zapraszam na koniec na koncert NAZWY. Na minidiscu, gdzieś w piwnicy u Gordona zachowało się 13 piosenek z występu z Lublina. Październik 2001 roku. Ciekawostka: zespół (chyba) zainspirowany falą folko-góralsko-popowo-rockową, która na początku XXI wieku przetaczała się przez Polskę, tworzył utwory w tej konwencji. Na pewno wiecie o co mi chodzi: Brathanki, Kapela Pieczarki, te klimaty. Próby tej stylistyki znajdziecie w utworach “Przy winie”, “Obojętność” i “Tęsknota”. Skoro już jesteśmy przy stylistykach to na pewno znajdziecie w muzyce NAZWY ich przekrój. Rockowe numery, popowe, ballady, ale możecie ponadto sprawdzić czy muzycy umieli swingować (“Piosenka umarłego”), albo jak liznęli jazzu i Bossa Novy (“Smętna piosenka”). Zdecydowanie bardzo trudno było włożyć ten zespół do jakiejkolwiek szufladki. Nagrania te NAZWA traktowała jako demo. Wypuścili płytę i przy jej pomocy próbowali zainteresować swoją muzyką różnych ludzi. Skany okładki znajdziecie porozrzucane po tekście. Są na nich informacje na temat autorstwa piosenek. Jak mi powiedział Jarosław Kostrubiec kawałki NZ były grane w różnych lubelskich rozgłośniach. Wywiad z zespołem pojawił się także na falach Radia Puls. Nagrania poniżej pochodzą z lubelskiego Hadesu. NAZWA grała tam kilka razy, nawet z kapelami zza granicy. Na koniec polecę Wam jeszcze utwór “Pociąg świata”. Podobno jest dosyć szczególny dla całego zespołu. Wspominali o tym zarówno Grzesiek jak i Iza.
Kliknijcie znaczek: żeby zobaczyć wszystkie piosenki.
Wisienka na torcie odnaleziona przeze mnie na kanale youtube Miejskiego Ośrodka Kultury w Józefowie to koncert video NAZWY podczas konkursu kapel w ramach Festiwalu Kultury Ekologicznej w 2001 roku. Impreza odbywa się właśnie w Józefowie już od prawie 30 lat. Lubartowscy muzycy także występowali na tym festiwalu wielokrotnie. Poniżej NAZWA ZASTRZEŻONA na żywo.