Pierwsza dekada bieżącego wieku przyniosła nam całkiem sporo nowych kapel w Lubartowie. Najlepsze było w tym wszystkim to, że zespoły zakładali coraz młodsi ludzie, wchodząc do środowiska z przytupem. Gdy rozmawiałem z braćmi Oniszko, którzy razem z kumplami tworzyli WAY OUT, odniosłem wrażenie, że zespół bardzo świadomie wiedział czego chce. Przecież w trakcie istnienia dokonali niemałego przeobrażenia. Nie działali na zasadzie: zobaczymy co nam z tego wyjdzie, tylko: od tego i tego momentu gramy to i to. Znaleźli swoją niszę w gąszczu gitarowych gatunków, byli konsekwentni i zdecydowanie charakterystyczni. Mam nadzieję, że po lekturze dzisiejszego wpisu na ich temat zgodzicie się ze mną. Chyba trochę byli niedocenieni, ale ostatecznie ten band okazał się trampoliną do składów, które zaistniały szerzej.
Całą opowieść udało się stworzyć, bo Michał i Marek znaleźli czas i poopowiadali o czasach grania w WAY OUT. Ponadto od Marka Oniszko dostałem nagrania i fotki. Zdjęcia przekazał mi także Kamil Lisek. Wielkie dzięki, jak zwykle. Bez chęci i zaangażowania innych, tego bloga nie udałoby się prowadzić. –>kliknij, aby poczytać o zespole<–